poniedziałek, 29 listopada 2010

Bo ta dziewczyna jest jak malina?

A właśnie, że nie - bo jak czereśnia! :)
Nie mam bladego pojęcia dlaczego, ale Kejt zawsze mi do czereśni pasowała. A w zasadzie czereśnie do niej. Może to wina jej promiennej i dziewczęcej urody? A może po prostu niekiedy jest dla mnie jak wisienka na torcie? Nie wiem. Grunt, że czereśniowe znaczki "od zawsze" były jej.

Pomysł, żeby zrobić dla niej znaczkowe-czereśniowe lusterko urodził się przed zeszłoroczną Gwiazdką. Ale się przeprowadzałyśmy i nie wyszło. Później jakoś ciągle nie było weny. Aż wreszcie w tym tygodniu poczułam, że muszę - teraz albo nigdy. A zbliżające się imieniny były świetnym sposobem na wewnętrzny deadline. Poza tym uzbierałam wreszcie wystarczająco dużo materiału :)

I powstała ramka czereśniowa. 



Zwana inaczej Jak Nie Powinno Wyglądać Lakierowanie (osoby znające się na rzeczy i wrażliwe uprasza się o nie oglądanie zdjęć!). Całą ramkę pokrywają bowiem malutkie chropowatości - ni to pęcherzyki, ni to paprochy... Byłabym skłonna stwierdzić, że to wina lakieru, gdyby nie fakt, że wiem, po prostu czuję, że to ja coś partolę :) Nie wiem tylko jeszcze co (a raczej nie wiem, którą z rzeczy jakie robię nie tak wskazać jako winowajcę numer 1). Kejt się nie pogniewała i ramkę przyjęła z dobrodziejstwem inwentarza (czyli parchami), ale ja się muszę douczyć, bo na lakierowanie czeka jeszcze jedna, a akurat w niej mam ochotę na "gładź".
Dobra, wracamy do wiśni/czereśni.




Kurcze, lubię, jak jest dużo takich samych znaczków. Lubię to, że są na nich stemple. Lubię patrzeć na nie w kupie. Ale najbardziej lubię to:



Znaczki z paskiem bocznym :) A jak jeszcze jest na nich jakaś próbka drukarska, znaczniki - miodzio!


Z boku ramka oklejona jest taśmą pasmanteryjną - ostatnio znalazłam u siebie takie w kilku kolorach i sporych ilościach - nie mam pojęcia skąd się u mnie wzięły. Pewnie podarowała mi je nieoceniona Mama :)
Genaralnie to jest ramka-niedoróbka. W zasadzie - powinnam ją schować na dnie szafy, a nie dawać w prezencie. Ale co poradzę, że nawet taka ona podoba mnie się? Na szczęście Kejt też. Uff

6 komentarzy:

  1. Pierwsza? :)
    Świetny pomysł, a wykonanie też dobre :) Kurcze, jak tak na to patrzyłam uświadomiłam sobie jak mało jestem kreatywna ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. urocza:)) Kejt to oliwka zdecydowanie - zielona.

    OdpowiedzUsuń
  3. łoj!!! rewelacyjny pomysł, a odrobiny tego czegoś wcale nie przeszkadzają :)piękne czereśnie, strasznie mi się ich chce już ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiciaku, oj tam oj tam, bez przesady :) miło mi, że się podoba. lubię znaczki (bardziej niż lubię w zasadzie), więc pomysł sam się wziął :)

    Am, co Ty wiesz o Kejt ;) phi! oliwka, też mi ;)

    kalanchoe, dzięki za wyrozumiałość :) wolałabym, żeby ich jednak nie było. ale skoro już są - jakoś przeżyję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite! Wspaniały pomysł! Jestem pewna że nierówności nie przeszkadzają zupełnie tylko dodają rękodzielniczego uroku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Miszelino, jakże miło Cię u mnie widzieć :)
    dzięki za komplementa. i za pocieszenie - trochę wprawdzie na wyrost, ale przyjmuję, że może być i tak jak mówisz ;)

    OdpowiedzUsuń