Tak tak, ćwiry mi w głowie i wiosennie. Ale nie od tego...
Najpierw bowiem wyznać muszę, że się zakochałam. Nagle, gwałtownie i na zabój (finansowy zwłaszcza). Zobaczyłam to cudo i przepadłam. Pierwszy raz w życiu zapisałam się na włóczkę! ;) A jak tylko dostałam mailem powiadomienie, że już (ładne mi już, tydzień czekania w męczarniach i tęsknocie!) jest, pobiegłam i kupiłam nie bacząc na stan portfela (akurat na tyle niesprzyjający, że włóczek żadnych nabywać nie powinnam, a juz na pewno nie takich, z których nie-do-końca-wiem-co...). I - po kolejnych kilku dniach oczekiwania - mam! Bamboo Fine Batik Design. Moja nowa włóczkowa low.
Niestety zdjęcia zupełnie nie oddają jej urody i kolorów. Najbliższe realiom są te na stronie e-dziewiarki.
Ale nawet tu trochę widać jej miękkość, delikatność i ten cudny połysk...
No i tak ją kocham, że od tygodnia leży nietknięta, nawet sfociłam ją dopiero dzisiaj. Bo to jest włóczka, która musi być JEDYNA. A teraz nie ma na to szans.
Po pierwsze - nadal na drutach siedzi drugi gołębi z Glorii. Jakoś chwilowo straciłam do niego serce. Przez ten kolor. No bo ileż można? Na dworze szaro, na drutach szaro... Zbyt szaro, zdecydowanie. Więc zapragnęło mi się kolorów (a Bamboo jeszcze do mnie leciało) i zapadła decyzja: Lu Lu idzie do prucia. Skoro włóczki na Lucy nie starczy, a szanse dokupienia idealnie takiego samego odcienia są bliskie zeru, to trzeba wykombinować coś innego. Najlepiej coś, przy czym ograniczony zapas włóczki nie będzie problemem. Czyli - sweterek robiony od góry i na okrągło. Nazywa się Ćwir!
Zaczęłam w poniedziałek (albo wtorek, środę?) i idzie całkiem ładnie. Wczoraj po południu było tak
Dziś koło 12 już tak
Całość to pełna improwizacja. Zachciało mi się dość głębokiego okrągłego dekoltu - i mam :) Wzór to pasy gładkiego prawego i pojedynczego ryżu. Na długość już prawie koniec (ma być krótko), o długości rękawów zadecyduje włóczka - zobaczymy na jakie starczy. Na szczęście 3/4 bardzo lubię, bo coś czuję, że na takich się skończy :)
Jest prosto i skromnie, idealnie do pracy na wiosnę ;) Nawet dziurki przy raglanie przy tej prostocie mogą uchodzić za ozdobę ;)
A na zakończenie - mały fotoreportaż ;)
Udało mi się odwiedzić Agatę. Dostałam przepyszną kawę..
...i równie pyszną szarlotkę z lodami i bitą... Mniam!
Zobaczyłam szał odkłaczania (no bo jak ja w nim byłam, to nie widziałam ;) )
A to włóczka, którą Agata ukręciła przy mnie z (ponoć) skopanej czesanki w jakieś, niech pomyślę, 30 sekund? Nadal nie wyszłam z szoku i nadal uważam, że "that's the kind of magic" :)