sobota, 31 grudnia 2011

2011 schodzi z drutów!


Jak obiecałam, tak czynię – podsumowanie włóczkowego 2011 roku.
Przeglądam ravelry i co widzę? Ukończyłam aż 19 robótek! Trzy zaczęte czekają na swój czas. A w koszu włóczkowym cała masa nitek, na które są już, w większości, pomysły.
A teraz (wzorem spowiedzi znalezionych na kosmetycznych blogach) moje włóczkowe, subiektywne „naj”

Najwięcej wydziergałam w tym roku… dla innych! To dość zaskakujące, bo myślałam, że jestem drutowym samolubem, a tymczasem tylko 3 rzeczy zrobiłam dla siebie: biały domowiec (bardzo obecnie eksploatowany), Ćwira! i Yey, it’s grey!
Najmniej podobało mi się dzierganie na zamówienie (nie mylić z prezentowym!), a trochę tego było. Ciągnie się to niemiłosiernie, zapał zerowy, zysk finansowy – nieprzystawalny do nakładów czasowych.
Najulubieńszy projekt zmajstrowany „tymi ręcami” to Grey, najmniej zadowolona jestem (a raczej byłam) z Gołąbka i dlatego powędrował w świat.
Najładniejsze rzeczy jakie w tym roku zrobiłam to moim zdaniem Obojczyk i wieniec :)
Najmniej praktyczne – niestety chyba NCO.
Najbardziej dłużyło mi się robienie Szary-Mary, ale to moja wina :)
Największą uwagę przykładałam w tym roku do prostoty. Im prostszy model tym bardziej mi się podobał.
Najlepsza włóczka jaką kupiłam to BabyAlpaca Silk Dropsa. Najgorsza (w moim odczuciu) Regia Stretch Color – strasznie mnie denerwuje to, że nitki streczu są widoczne w robótce.
Najwięcej przerobiłam (to już chyba tradycja) Medusy, chociaż – wbrew pozorom – nie uważam, że to włóczka idealna :) Po prostu ją lubię. I wybór kolorów mi odpowiada i cena i skład.
Najbardziej uprzedzona czy może najmniej zainteresowana jestem włóczkami bardzo drogimi, jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała wydać 50 zł na motek włóczki, nawet najpiękniejszej :) Ale może się to zmieni, kto wie? 
Największy włóczkowy zachwyt roku to Alize BatikDesign, wszystkie, bez wyjątku i bez względu na skład. Niestety to też jedna z największych zagwozdek, bo same kolory mi się podobają, ale już efekt takiego dziergania mniej :)
Najbardziej lubiane miejsce do dziergania? Własny fotel! Mało w tym roku miałam okazję dziergać gdzie indziej, najbardziej żałuję za to tego, że nie mogę sztrykować w czasie jazdy samochodem.


Najmniej lubię: akryl 100% (z małymi wyjątkami), różnice w odcieniu pomiędzy partiami włóczki i supełki co 50 cm. Na szczęście te ostatnie prawie mi się nie trafiały. Najbardziej lubię: jak się nie mechaci, jak pasuje na najukochańsze druty nr 4 i kolor szary (chociaż więcej chyba było w tym roku różu, ale to „wina” Emi)
Najwydajniejsza włóczka? Virginia!
Najmniej wydajna? Chyba jednak Chainette.
Najgorzej dziergało mi się z Regii Stretch
Najbardziej znienawidzona część roboty to blokowanie, bo trzeba czekać… Ale staram się jednak praktykować :)
Najbardziej dumna jestem z tego, że spisałam swój pierwszy wzór. Najmniej - że obiecałam też kilka innych i nie dotrzymałam (póki co) słowa...

A w nowym roku? Życzę sobie: mnóstwa fajnych dziegciowych dzieciowych (hehe, teraz zauważyłam swój wczorajszy błąd, a w zasadzie "poprawkę" worda ;) choć pewnie będzie łyżka dziegciu w tej beczce miodu ;) ) projektów i czasu na nie, kilku udanych realizacji pomysłów co w głowie siedzą od dawna i spisania wreszcie Ćwira! i Snow white :)

A Wam?
Gładkich drutów, wygodnych foteli, stałych promocji w ulubionych włóczkowych sklepach :)
Do siego!

piątek, 30 grudnia 2011

Małe jest piękne

... twierdziła Iza zawsze. Nie bardzo miała wyjście, jako posiadaczka całego metra pięćdziesiąt osiem, mikrej wagi i innych rzeczy też całkiem nie-za-dużych ;)

Małe ma też tę zaletę, że szybko się robi :)
W drugie święto wpadli eR i Em i Emi. Zostało zgłoszone zapotrzebowanie. A wczoraj zamówienie zostało zrealizowane. I to tylko dlatego, że się obijałam :)


Sweterek powstał, rzecz jasna, z głowy. Rzecz jasna - od góry, bez szycia, gdzie się dało - na okrągło. Powstał też z resztek: Medusy (co ja z nią mam??!!) i Sissy. Tę drugą - jeśli gdzieś traficie - polecam na wyroby dziecięce. Wprawdzie to akryl, ale mięciutki, bardzo przyjemny i w robocie i w dotyku. Wprawdzie się mechaci, ale dzieciary wyrastają tak szybko, że nim się zmechaci dzieło i tak będzie za małe :)


Zgodnie ze specyfikacją zamówienia sweterek jest rozpinany. Oba brzegi przodu wykończone są plisą (robioną dokładnie tak), dzięki czemu możliwe było przyszycie "niewidzialnych" zatrzasków :)
edit: tu jednak listwę robiłam ciut inaczej, tzn. gęściej ją nabrałam - na każde 3 oczka przegowe wkłuwałam się w dwa.


Składaną listwą są zresztą wykończone wszystkie krawędzie: rękawy...


... dekolt z małą stójką...



... no i krawędzie przodów :) wzruszają mnie te małe zatrzaski



Info techniczne:
Model: pełna improwizacja, zasadniczo prosty raglan od góry
Włóczki: Xima Medusa i Elian Sissy po około pół motka. Zostało jeszcze jakieś pół Medusy i reszteczka Sissy, niewykluczone, że do kompletu powstanie czapeczka.
Druty: KP 4,0 mm całość i 3,0 mm listwy (poza dolną robioną na 4,0), szydełko 2,5 do wykończeń (czyli podwijania-przyczepiania listew).


Sweterek jest pewnie początkiem dłuższej dziecięcej serii. Kolejne "modele" będą jednak raczej mniejsze. I bardziej męskie w kolorystyce :) 

Teraz na drutach rośnie radośnie Ginko. Niestety - rośnie zupełnie od nowa. Domówiona włóczka, choć o tym samym numerze, miała jednak minimalnie inny odcień. Minimalnie, ale dla mnie nie do przejścia. Zaczęłam więc raz jeszcze, licząc na to, że pełen motek wystarczy :) A przy okazji przesiadłam się na druty 4,0 - ładniej przybywa :)

Zmykam tymczasem, a jutro zapraszam na podsumowanie 2011 na drutach :D

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Obojczyk aka ryngraf

Tak się ten oto prezent skojarzył mężowy memu - z elementem zbroi ;) No w sumie - trochę podobieństwa jest ;) Jak się spojrzy odpowiednio :)


Jak zwał tak zwał - grunt, że prezent wręczony w wigilię Ann przypadł jej do gustu :)

Naszyjnik to model znaleziony na raverly, oczywiście. Ale nie chciało mi się w opis wczytywać, oczywiście, więc robiony jest raczej "na motywach". Zużyłam na niego dość nieokreśloną ilość włóczki, kilkanaście gram jak sądzę. No i odrobinę biżuteryjnych dodatków - jakieś 60 cm łańcuszka, 4 kółeczka i zapięcie, wszystko spatynowane elegancko na czarno.



Info techniczne:

Model: Ruffled Crochet Bib Necklace (nieco zmodyfikowany, z pewnością moja wersja jest mniej rozłożysta)
Włóczka: Virginia Anilux, kolor chyba T-2 (albo T-1, nie pamiętam. Gołębi taki)
Szydełko: 2,5 mm


Mam chyba ochotę zrobić taki dla siebie, tylko... gdzie ja w nim pójdę? ;)

A teraz, skoro zamówienia i prezenty już wypchnięte w świat, mogę wrócić do "normalnego" dziergania, do najnowszych włóczek, haha! Wprost nie mogę się doczekać :D

A nie, jeszcze Ginko skończyć muszę... I mężowe skarpety nr 2... I sweterek dla Emi dziś zaczęty... I Jednoręki bandyta się prosi... Ech... ;P

sobota, 24 grudnia 2011

Zazileniło się, zaczerwieniło.... Merry Xmas! ;)

Zazieleniło się też całkiem realnie - za oknem ;) Po środowym śniegu nie ma już śladu. Na szczęście należę do tych osób, którym jest to całkowicie obojętne - w końcu święta ma się w sobie.

Post, z racji tego, że udało mi się zrealizować wszystkie ozdóbkowe plany (sama w to nie wierzę!! no dobra, odpuściłam brzozowe wianki, ale to dlatego, że po miesiącu leżenia w domu gałązki wyschły na wiór i nijak nie chciały się giąć nie łamiąc ;) ) będzie straszliwie długi i zawalony zdjęciami.

Dla wszytstkich, których to przerośnie, już teraz...

WESOŁYCH ŚWIĄT! 
Spełnienia marzeń małych i większych, smakołyków na stole i błogiego spokoju w duszy i głowie, choć przez tych kilka dni :)


Tego Wam życzy banda "piernikowych" chłopaków ;) Ale o nich za chwilę...

Najpierw bowiem powstało stado materiałowych serduch. Ostatecznie wykorzystałam oba zestawy materiałów, pierwszy wylądował w kuchni






Drugi - dziś - zawisł na choince. A zanim zawisł prezentował się w kupie tak





Świątecznego wyglądu nabrały też inne kąty



To właśnie tu rozgościły się chłopaki z "drużyny piernika" (w rzeczywistości superszybkie i superłatwe do zmajstrowania filcowe pampry ozdobione konturówką do witraży ;) )


Zaatakowali nawet świeczniki!



A jeden został wysłany z zagraniczną misją na inną półkę i strzeże dzielnie świerkowo-brzozowego drzewa ;)



I to on mówi Wam świątecznie: pa! A ja biegnę robić makiełki i modrą kapuchę na jutro :)

Wesołych!

czwartek, 22 grudnia 2011

Zmajstrowałam

Coś tam jednak machnęłam ozdóbkowego :) I mam nadzieję, że machnę jeszcze - w końcu kulinarnych wielkich szaleństw nie planuję, ogarnięte jest, a tradycję ozdabiania domu (a zwłaszcza choinki) dopiero w wigilię mam zakodowaną od maleńkości ;)

Na razie powstało to, co najbardziej pracochłonne. Przy okazji prezentuję (ze wstydem, ale szanse na poprawę niewielkie) chyba najgorsze zdjęcia w historii bloga ;)
edit 23-12-2011: zdjęcia udało się podmienić na ciut lepsze. Tylko ciut, niestety, więc nadal będą nosiły miano najgorszych ;)


Teraz już nikt nie może mieć wątpliwości - za tymi drzwiami mieszka dziewiarka ;)


Pomysł bezczelnie zgapiłam stąd. Apetyt na taki wieniec miałam już rok temu, ale wtedy nie wyrobiłam się z realizacją (więc jednak postęp, acz marny, jest!)


Wieniec składa się z nieustalonej ilości kłębuszków ukręconych z Eliana Klasik, z trzech kolorów z małą domieszką czwartego, oraz z kilkunastu małych bombeczek (zawsze miałam do nich słabość...). Kłębuszki do uwitego (z jakiejś starej gazetki lidla opatulonej bibułą) wianka przyklejone są klejem UHU, a bombki przyszyte. Całość do drzwi przymocowałam piankową taśmą dwustronną (i właśnie dlatego wyniesienie wianka w jakieś bardziej świetliste miejsce raczej już w grę nie wchodzi ;) )
Podoba mnie się to co wyszło.



Podoba mnie się też to, że skończyłam Yey, it's grey! 2. Parametry takie jak poprzednio, tylko Medusa w innym odcieniu (jaśniejsza), 4 motki. Samą mnie zadziwiło, że tak mało (i że zostałam z 4 zakupionymi...). 


Sweter został zapakowany i wysłany. I utwierdził mnie (po raz który to już??), że NIC NA ZAMÓWIENIE. Bo choćby z rozmiarem trafić niełatwo... Niby ten sam, a na każdym leży inaczej...


Teraz jeszcze tylko dokończyć kilka okołoświątecznych projektów i mogę zasiąść do moich nowych włóczek. Korci mnie Drops, nie powiem, ale  chyba jednak bardziej potrzebuję czarnego swetra...
Wracam tymczasem do excellowych tabelek ;) A Wam się jeszcze, pewnikiem, przedświątecznie objawię, choćby pożyczyć jak trzeba ;)

środa, 14 grudnia 2011

Planistka od siedmiu boleści

Dobrze, że w pracy takich problemów nie miewałam... Od kiedy czasu wolnego mam więcej, co niezmiennie błędnie tłumaczę sobie jako "cały dzień dla siebie", jakoś nic nie umiem zaplanować... Chociaż nie, w planowaniu jestem świetna, tylko z realizacją gorzej ;)
Bo na razie żadna z rzeczy opisanych poniżej (oraz tych, które do listy dopisałam po drodze) nie została zrealizowana ;) 

Za to zabrałam się za coś zupełnie innego, prezentowego (w zasadzie to takie uzupełnianki prezentów właściwych). Coś innego także dla mnie - bo to biżuteria (no, powiedzmy...)

Zaczęło się tak, że wpadłam tu. Pomysł bardzo mi się spodobał - no i urzekła mnie tych bransoletek prostota. A później musiałam wstąpić do sklepu z biżuteryjnymi pierdołami (jeszcze nie mogę napisać dlaczego, akurat Ona - w przeciwieństwie do przyszłych właścicielek tego, co za chwilę pokażę - tu zagląda...) i oczywiście się nie powstrzymałam przez zakupowym szałem :)

W efekcie powstało to: "dorosła" bransoletka Smacznego życia :)




i dziewczęca z miśkiem




Muszę przyznać, że - mimo całkowitego braku narzędzi - całkiem fajnie się bawiłam. A bransoletki to prezent ekspresowy :)

A poza tym? Zrealizowałam plan dokupienia nakładki sokowirówkowej do robota. Nie jest tak rewelacyjna jak myślałam, że będzie (szczerze: jest średnio wydajna i mało praktyczna..., trochę mi szkoda tych 150 zł, które kosztowała. Na szczęście reszta sprzętu jest tak praktyczna, że da się to jej wybaczyć), ale i tak mam plan raczyć się jak najczęściej świeżym sokiem. Na początek był marchwiowo-selerowo-kalarepkowy - pycha!!


Biegnę teraz wykańczać Greya II i przemeblowywać plany w głowie - wciąż jestem przekonana, że ze wszystkim się wyrobię :)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Werbung, ale fajny

Mamy (i Taty, jeśli czytacie) dzieci +4 lata z Poznania i okolic - zachęcam do wzięcia udziału, jest jeszcze kilka miejsc. Impreza fajna, a koszt niewielki (IMHO)
Sama bym poszła, ale mój dzieć jeszcze za mały ;)



A bliższe info tu

sobota, 3 grudnia 2011

Lukśnie II, czyli już tu są!

Przybyły :) Moje piękne, wytęsknione moteczki Babyalpaca Silk DROPS'a! Zostały już wymiziane, wyoglądane, a teraz spinam się z drugim Greyem, żeby jak najszybciej móc się za nie zabrać :) Choć i tak pewnie nastąpi to w święta dopiero.

Kolory - zupełnie nie moje. Ale włóczka wydała mi się tak... delikatna, że od razu pomyślałam, że musi z niej powstać coś ultrakobiecego.
Z tej - jeszcze dokładnie nie wiem co



A z tej - Ginko :) Z Góry przepraszam Gosik za kopiowanie zestawu wzór-włóczka :)


Razem z Dropsami przybyła i Lanagold Fine, czarna. Od razu trochę pożałowałam, że nie wzięłam jednak antracytu (to była druga opcja) - jak widać na zdjęciu włóczka masakrycznie "łapie" wszystkie kłaczki... No cóż, zobaczymy jak będzie w życiu i u-życiu. Motki są ogromne, teraz jestem niemal pewna, że - tak jak zaplanowałam - na rozpinany, dość obszerny ale i ciut ażurowy sweter trzy wystarczą.


A na deser - obiad :) Wpadłam w tym tygodniu na pomysł, by w ramach wykańczania resztek sos do duszonego kurczaka zagęścić razowym chlebem... Mmmmm - pyszne!


Miłej soboty :)

PS. Przez Agatę, jej bloga, wczorajsze rozmowy i sprowokowane nimi poszukiwania oraz przez Marthę Stewart moje plany ozdóbkowe są jeszcze większe :) Jeśli mi się uda zrealizować choć część z nich... ;)