sobota, 31 lipca 2010

Naramiennik, czyli pancerz biurowy

Inni pewnie nazwaliby to bolerkiem lub shrugiem jakimś, dla mnie nazwa jednoznacznie wypływa z przeznaczenia. Pomimo pewnej liberalizacji letniej nadal obowiązuje w Naszej Firmie Kochanej totalny zakaz świecenia nagim ramieniem, co uważam ze względu na powagę instytucji za słuszne i podważać nie zamierzam. Kiedy jednak spada na człowieka w porywach 35 na plusie, a klimatyzacji brak, trzeba się jakoś ratować by się nie ugotować. I stąd pomysł na lekkie, kuse i zwiewne, acz kryjące bolerko do ramion okrycia.
We włóczkowych zapasach odkryłam 1,5 motka "dawno, dawno temu"* zakupionej Sonaty, resztki po produkcji tego topu. W ubiegłą sobotę zasiadłam z nią w fotelu, a w czwartkowy wieczór gotowy naramiennik blokował się już na ręczniczku. To bez wątpienia najszybsza moja robótka, ale i machania wiele nie było.

Bolerko było też swego rodzaju próbą: czy da się od góry i raglanem zrobić coś w serek. Da się, co mocno mnie raduje :)

Dziś zostało wreszcie sfotografowane i przetestowane w użyciu i sprawuje się znakomicie.











Całość robiona gładkim prawym w jednym kawałku na drutach 4,5mm, ściągacze na 3,5mm, zamykane szydełkiem 3,5. Zużyłam ok 100g Sonaty w kolorze T-1
Więcej zdjęć w SEGREGATORZE

* "Dawno, dawno temu", jeszcze w poprzednim życiu, byłam przy okazji pobytu w Karpaczu na jednodniowej wycieczce w Jeleniej Górze. I jak każda "szanująca się dziewiarka" będąca w tym mieście nie oparłam się pokusie wizyty w sklepie Aniluxu.



Pogoda okropnie nie dopisała, przytrafiła nam się paskudna krwawa przygoda, ale najbardziej rozczarował sam sklep: włóczek ilości nieprzebrane, w tym mnóstwo takich, których wówczas w poznańskich sklepach uświadczyć się nie dało, a sklepowa (bo inaczej się tej niewiasty określić nie da) miała mnie w głębokim poważaniu i - to dopiero był dramat! - nic mi o tych włóczkach powiedzieć nie potrafiła. W zasadzie przez całą moją półgodzinną wizytę pytlowała jak najęta przez telefon i tylko na chwilę niechętnie przerwała (tak, ze słowami do słuchawki "zaraz wracam tylko tu skończę") by mnie skasować kiedy już bez jej pomocy zdecydowałam czego chcę. Ponarzekałam sobie tylko po to by stwierdzić, że to i tak było jedno z piękniejszych włóczkowych doznań w moim życiu, które przebijają wyłącznie (ale za to stokrotnie) wizyty w Ulki Zamotanych. Ach, jak dobrze, że Ullak jest tak blisko :)

Zresztą moją radość widać na tym zdjęciu



Tak, wiem, że wyglądam jak niemiecka turystka ;)

A w najbliższy poniedziałek znów do Ulki zawitam, by zakupić mnóstwo Mississipi: takiej, takiej i takiej, na zamówiony "odpłatny" sweterek.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Lepiej późno niż później, jak mówi mądrość ludowa

Trochę to trwało, ale udało mi się wczoraj sfotografować prezent dla Em. Prezent... gwiazdkowy :)
edit: prezent podarowany na Gwiazdkę '09, oczywiście :) Najpierw był tajny, później "wydany", a później jakoś się nie mogłyśmy spotkać ze słońcem do zdjęć odpowiednim

Jako pierwsza powstała bransoletka - zrobiona ściśle wg wskazówek (prosty ryżowy pasek zapinany na zatrzaski) i na wymiar (bo pewnie nikt inny nie ma w nadgarstku 13 cm - o ile nie jest 13-latką ;) ).
Do kompletu wydziergałam szal-boa - bardzo długi i bardzo cienki, pełniący zdecydowanie raczej funkcje ozdobne niż grzejne, to taki bardziej szal-naszyjnik.

Całość z włóczki Red Heart Baby Color - poszło jej zadziwiająco dużo, łącznie trzy motki, głównie na szal oczywiście. Szydełko 3,5mm (szal), druty 2,5mm (bransoletka).












I choć robienie szala straaasznie się dłużyło - nie raz myślałam, że przesadziłam z długością (coś koło 2m chyba) i chciałam ciąć - to stwierdzam, że było warto. Mam nadzieję, że Em podoba się przynajmniej w połowie tak jak mi ;)

piątek, 23 lipca 2010

Dziewczęce głosy i pszeniczne kłosy

Dziś wpadły do nowej norki Kejt i Mag (kolejność alfabetyczna oraz przychodzenia). Pooglądać lokum, zjeść wspólnie coś pysznego (wiem, skromna jestem ;) ) i poplotkować rzecz jasna!
Mag "przy okazji" i po to by odebrać sweterek ;)

Sweterek skończył się wczoraj. Gotowy - z tym swoim lekkim połyskiem wiskozowej nitki na tle wypłowiałego beżu, z tą zwiewnością i "ciężarem" powodującym lekkie wyciągnięcie całości, z tym ażurowym wzorem - nieodparcie kojarzył mi się z pszenicznymi kłosami przygiętymi pod wpływem dojrzałego ziarna. Nie bez wpływu pewnie na moje skojarzenia była i pogoda: upał, wysuszone trawy w okolicy, ogłuszające granie świerszczy... I taka miała być sesja - w trawach, z wiatrem we włosach (i w sweterku), w plenerze, w słońcu. A dziś co? Deszcz ;)
Ale przecież nie mogłam Mag przytrzymać sweterka "do sesji". I nie będę jej w deszczu po polach ciągać... Jest więc całkiem inaczej ale i tak fajnie. Bo najważniejsze, że sweterek się podoba i że Mag BARDZO podoba się w nim mnie :)

Zużyłam 300 g Sonaty (zostało mi dosłownie kilka metrów), druty 4,0 mm, szydełko do wykończeń 3,5 mm, 15 guziczków z masy perłowej.
Wzór: dwa "skrzyżowane" modele z gazetki Sabrina trendy wiosna 2010 (20 i 21)







Humory dopisywały ;)



A ja w prezencie dostałam przepiękny szal (wiem, fota taka, że go nie widać ;) )



Oczywiście druty nie próżnują - jeszcze przed zszyciem kłosków wrzuciłam na ukochane czwórki popularne listki. Najpierw próbka (foto) a teraz jest już jakieś 12 cm korpusu (robię w całości tył z przodami).



Na jutro mam plan - wyprawa po włóczkę na kolejny projekt - tym razem za kasę (mój pierwszy taki). Już mam z radości "banana" na pyszczku.
A teraz zmykam. Do drutów oczywiście.

wtorek, 13 lipca 2010

Uff, jak gorąco

Tak gorąco, że aż druty zagrzane. Szkoda, że zupełnie nie od tego co trzeba... Najzwyczajniej w świecie ostatnie dni były tak upalne, że nawet myśl o kontakcie z włóczką przyprawiała mnie o obrzydzenie ;) Od piątku do dziś więc druty leżały odłogiem. Też miały urlop ;)

Z tego samego powodu dopiero dziś kolejowy sweterek - alias żakiet morski - doczekał się sesji. Wcześniej absolutnie nie byłam w stanie zmusić się do włożenia go choć na chwilę i wyjścia na balkon ;)

A skończyłam już w piątek. No, w zasadzie bardzo wcześnie w sobotę - tuż po 2 w nocy układałam mokry do blokowania na balkonowej suszarce, a rano czekał gotowy - wszystko schnie błyskawicznie, to zdecydowanie zaleta upałów ;)

Morski sweterek miał z założeniu uzupełnić kolekcję sweterków biurowych, takich do narzucenia na top lub koszulę, nie bardzo sportowych, ale i nie przesadnie eleganckich. I myślę, że sprawdzi się w tej roli doskonale.

Robiło się go bardzo przyjemnie - kilka początkowych przeliczeń, a później prosta i łatwa robota do samego końca. No i możliwość mierzenia w trakcie roboty, co szalenie ułatwia sprawę.
A dokonując tych obliczeń w pociągu podczas wyjazdu delegacyjnego i "rozpisując" sweterek przeraziłam pracową koleżankę - a co strasznego jest w tym?

1 6 4 5 4 |5|6|5|4 5 4 5 4 5 4 |5|6|5| 4 5 4 6 1

Przecież od razu widać, że to sweterek rozpinany robiony od góry w jednym kawałku, nie? ;)


Model: Gedifra Ribbed Jacket (a właściwie jego zdjęcie i własne przeliczenia)

Włóczka:  zużyłam ok 350 g Medusy, nieźle się sprawowała i rozdwajała znacznie mniej niż się obawiałam.
Druty: KP 4,5mm na żyłce, szydełko 3,5 do wykończeń. I drut pomocniczy do warkoczy - niestety nie umiem się bez niego obyć.








Talię delikatnie wymodelowałam ujmując i dodając oczka w pasach oczek lewych przy bokach.
Sweterek w założeniu ma być zapinany na ukryte haftki (do sesji pozował lekko sfastrygowany, bo nie udało mi się jeszcze obadać gdzie w nowej okolicy mam pasmanterię, a poszukiwanie w palącym słońcu wydało mi się mało pociągające), ale może być też noszony rozpięty.



Generalnie muszę stwierdzić, że to kolejny bardzo przyjemny w robocie i trafiony dla mnie model. W zasadzie może stanowić niezłą bazę sweterków biurowych - wystarczy np zmienić układ warkoczy, zastąpić je pasami jakiegoś ażuru, wydłużyć lub skrócić rękawy i korpus... No i superszybki jest w robocie - gdyby nie upały i przedurlopowe zawirowania w pracy skończyłabym w tydzień a nie w dwa.
Jak to dobrze, że przeczytałam u Truscaveczki o metodzie od góry bez zszywania...

A teraz wracam do sweterka dla Mag - zaczęłam już jedną z połówek przodu, całą resztę już mam - może i w tę sobotę nad ranem będę blokowała gotowy?

wtorek, 6 lipca 2010

Sweterek kolejowy

Dzieje się rzecz następna, choć poprzednia się jeszcze nie doczekała finału (a łypie na mnie swoim ażurem z robiącej za koszyczek robótkowy skrzyni po winie i wyrzuty sumienia wywołuje. Zwłaszcza, że Mag zasłużyła na kolejny prezent ;)), no ale tak to jakoś jest, że robótki "dla się" zawsze mają łatwiej, prawda?

Poza tym, jego wciśnięcie się w kolejkę było troszkę usprawiedliwione - wybierałam się w delegację, Magdowy ażur mocno już był zaawansowany i wymagający liczenia, więc zabrać trzeba było do PeKaPu coś poręczniejszego... I tak drogę do i z Torunia spędziłam radośnie drutując.



(jeszcze w wersji nie-blond)

Robię w oparciu o fotkę, bezszwowo, od góry, Medusa i druty 4,5mm.

Idzie fajnie, bawełno-akryl całkiem ładnie się sprawuje, tylko kolor piekielnie trudny do uchwycenia...







Boskie są te KnitPro i zatyczki na żyłki. Takie to proste a tak ułatwia.



Poza tym to kolejna robótka przy której uczę się czegoś nowego - tym razem nabierania oczek z łańcuszka. Zobaczymy jak zda egzamin przy wykańczaniu (jeszcze nie wiem czy chcę ściągacz czy tylko zamknę łańcuszkiem)



I taki to jest właśnie ten sweterek kolejowy: bo się w kolejkę wcisnął, bo w kolei rozpoczęty, bo kolejną robótką z "nowością" jest. I myślę, że o ile z kolei ażur Mag go z tej kolejki nie wysadzi, to do końca tygodnia może być skończony. Nawet mimo tego, że "wzór" tak monotonny jak stukot kolejki na torach... ;)

A na zakończenie, espeszeli for Fiubzdziu kolorowa blond fota

czwartek, 1 lipca 2010

To nie błąd być trochę blond





A nawet całkiem ;)

Na koniec ciężkiego tygodnia, kończącego - mam nadzieję! - ciężki pracowy czas, należała mi się nagroda, nie?

Nosiłam się już kiedyś podobnie - jak miałam 17 lat


Foto PF


Foto AP

A teraz nosiłam się z tym zamiarem od jakiegoś czasu. Najpierw włosy się sukcesywnie skracały, a teraz nagle pojaśniały.

Jestem gotowa na lato.