Niegrzeczna spódnica. A w zasadzie - niegrzeczna ja. Bo wiele rzeczy zrobiłam przy niej nie tak, jak robić należy. I to celowo!!
Materiał: coś kostiumowego, raczej włókno sztuczne, zakupiony dawno temu na przecenie w Bławatku - za metr zapłaciłam chyba koło 5 zł
Co więc zrobiłam "nie tak"? Po pierwsze - spódnica uszyta jest z materiału nieelastycznego, choć Burda w opisie wyraźnie podaje "szyć wyłącznie z tkanin elastycznych". Hmm... i nawet przyznam, że doczytałam to przed krojeniem. Doczytałam i uznałam, że olewam. Ryzyk fizyk, najwyżej nie będę mogła chodzić i/lub siadać. I co? Nico! Mogę robić jedno i drugie, choć spódnica jest mocno dopasowana (szyłam rozmiar 36, pierwszy raz burdowe 36 było mi dobre w biodrach, jupi!). Nie wiem więc o co im chodziło ;)
Po drugie - to co na wierzchu, to lewa strona materiału. Prawa - co będzie widać na zbliżeniach - jest w krateczkę. Pierwotnie chciałam szyć prawomyślnie, ale jednak wygrał lęk, że będę wyglądała jak owinięta w koc piknikowy :)
Na stronie prawej jest wyłącznie delikatna "sugestia kraty" i to mi się podoba. No i ta strona jest ciemniejsza.
No i to chyba na tyle moich grzechów. Jest za to też kilka modyfikacji. Po pierwsze: skróciłam ją o jakieś 3 cm - na wyraźną prośbę męża. Po drugie - o połowę węższy jest pasek. Mam krótkie plecy i w oryginalnej szerokości kończył mi się pod samiutkim biustem - spódnica ma bowiem podwyższoną talię.
Ciekawy jest krój tego modelu, konkretnie krój tyłu. Nie ma tam typowych zaszewek, są za do biegnące ukośnie ku wszytemu u dołu godetowi. Moim zdaniem bardzo fajnie modeluje to figurę. Wierzcie mi - mam typ sylwetki z mało zaznaczonymi biodrami i talią, dla mnie ten fason to olśnienie!
Szyło mi się doskonale, największą zaś frajdę sprawiły mi ekstraordynaryjne wykończenia. Bo spódnica jak kobieta - lepiej kiedy ładna jest także w środku :) Zatem - uchylam rąbka.
Najpierw sprawy, które mnie cieszą, ale "zwykłe". Udało się ładnie podszyć pasek (w tym rowku na połączeniu paska i spódnicy właściwej biegnie szew, którego nie widać :) )
Udało się wszyć ukryty kryty zamek...
... i styknąć niemal idealnie szwy nietypowych zaszewek na tyle. Tyle na zewnątrz.
A w środku - coś co kocham, czyli podszyta ręcznie do zamka podszewka. To zawsze będzie mi się kojarzyło z rewelacyjnie odszytymi kreacjami babci Marianny.
No i kilka rzeczy dla mnie nowych. Materiał jest dość "siepliwy" - co będzie zaletą przy następnym projekcie, z którym startuję jutro. Żeby szwy wewnątrz ładnie wyglądały zastosowałam patent wypatrzony u Marchewkowej. Wprawdzie szycie w ten sposób zajmuje znacznie więcej czasu (każdy szew wymaga trzech a nie jednego przeszycia + dodatkowe prasowanie), ale efekt jest tego wart. U mnie potraktowane zostały tak te szwy, które mogą się ujawnić przy chodzeniu i siadaniu, czyli szwy boczne (do wysokości bioder, by nie tworzyć zbędnych zgrubień) i szwy przy godecie.
Przy okazji możecie tu zobaczyć "prawą" stronę materiału.
"Extra" wykończony jest też dół. Zamiast typowego podłożenia przyszyłam na dole lamówkę (btw: wiecie, że w pasmanteriach nie wiedzą teraz, że inna nazwa to pliska skośna?). To także metoda wypatrzona u Marchewki, a w zasadzie jej modyfikacja, bo u mnie lamówka nie wystaje. Od spodu wygląda to tak.
Patent jest świetny, bo tak wykończony brzeg jest bardzo gładki i nawet grubsze i szorstkie materiały nie pohaczą delikatnych rajstop.
No i jeszcze jedna rzecz kojarząca mi się z spódnicami babci - haftki. Jedną lub dwie jeszcze dodam pośrodku, jeśli mi czas pozwoli.
Bo spódnica to tylko pierwszy element zaplanowanego kompletu, który jest mi potrzebny już na najbliższą sobotę. Trzymajcie więc kciuki.
Czeka mnie sporo pracy, ale cieszę się, bo szycie sprawia mi ogromną frajdę. I tak się na nie napaliłam, że w piątek kupiłam sobie 3 nowe materiały, choć kilka innych też już czeka w kolejce ;)
A spódnica na pewno doczeka się powtórki. Tym razem w wersji bardzo biurowej, z - już zgodnie z oczekiwaniami Burdy - lekko elastycznej pasiastej tkaniny, którą dostałam od Intensywnie Kreatywnej. I będzie to spódnica im. Rogu Renifera, bo Agnieszka zasługuje na uczczenie, to przez nią zachciało mi się powrotu do szycia :)
A, jeszcze coś. Spódnica, wreszcie, jest wymarzonym dodatkiem do bluzki, którą kupiłam sobie jakieś 15 lat temu :) I zawsze oczyma wyobraźni widziałam ją w takim towarzystwie. To teraz mam! :)