niedziela, 29 lipca 2012

Najnudniejszy Sweter Świata

Bosz, ileż ja mam rozgrzebanych projektów! 
W związku z tym, rzecz jasna, rozgrzebałam sobie kolejny :) 

Ratuje mnie jedynie fakt, że tym razem był to projekt ekspresowy, taki "szybki sukces gwarantowany". I na dodatek był to projekt ze Żmijowej kolejki, a nie jakiś nowy wymysł, ha!

Kiedy robiłam Pierwszy Synkowy Sweter miałam mnóstwo wątpliwości: czy trafię z rozmiarem, czy dobre proporcje, czy to aby w ogóle będzie praktyczne. Głównie trapiła mnie ta ostatnia obawa. Chłodne lipcowe dni pokazały, że praktyczne w najwyższym stopniu - Dzieć w tym lepiej zabezpieczony przed chłodem niż w zwykłej długorękawowej koszulce czy bluzie bawełnianej, ale się nie przegrzeje, bo dzianina oddycha.
Powstał więc pomysł, by dziergnąć sweterek kolejny. 


Rozsądna, zapobiegliwa matka pewnie zrobiłaby, co najmniej, o rozmiar większy. A ja nie :) Chciałam, żeby był na już-teraz, więc jedynie rękawy są dłuższe niż poprzednio. Uznałam bowiem, że mini sweterki dzierga się tak szybko i tak miło, że chcę ich robić masy całe.


za bohatera drugiego planu robi Kota :)
Oto więc on - błyskawiczny Najnudniejszy Sweter Świata
Model: prosty raglan od góry
Włóczka: Alize Bella Batik Design, kolor 2094, mniej niż 1,5 motka (dokładnie 70g)
Druty: KP 3,0 mm i 2,0 mm 


Skąd nazwa? Nie dlatego, żebym się nudziła, oj nie, nie zdążyłam ;) Nazwa stąd, że to zupełnie prosty, wręcz prostacki sweterek. Nie ma w nim żadnych kombinacji: gładki dżersej, ściągacze 2x2 - to wszystko. O jego wyglądzie decyduje przede wszystkim włóczka. A jej kolory też są, powiedzmy, nienarzucające się.


Co nie znaczy, że są nieciekawe - wręcz przeciwnie! Bella to kolejny batik ze stajni Alize, który mnie oczarował. Połączenie odcieni kawy z mlekiem, waniliowych lodów, śmietanki, cynamonu i karmelków - pycha! Włóczkę wybierał mąż mój, początkowo byłam zaskoczona i przekonana, że kolory są mało chłopięce. Ale teraz zmieniłam zdanie.


Poza tym fantastyczna jest sama bawełna - ja jestem nią zachwycona. Miękka, elastyczna, mięsista. Zupełnie nie ma w niej "sznurkowatości" innych czysto bawełnianych nici. Chyba zdradzę na jej rzecz moje ulubione bawełny z akrylem ;) A na dziecięce ciuszki jest wprost stworzona. Dużo dobrego napisała o niej Lete, a ja się z tym w pełni zgadzam.



Cięęężko było zrobić te zdjęcia. Nie dość, że Witul porusza się za szybko nawet dla opcji migawki "dzieci i psy", to jeszcze właśnie jest na etapie wyciągania łapek do wszystkiego co się przed nim pojawi, obiektyw był więc obiektem. Pożądania ;)


Jedynym elementem ozdobnym sweterka są... oczka brzegowe przy listwie zapięcia. Wyszły tak równe (co jest zasługą Belli), że nabierając oczka na listwę zostawiłam je na zewnątrz.




Bardzo podoba mi się też to jak - przypadkowo - ułożyły się kolory na dole sweterka. Tył, jak i ostatnio, nieznacznie przedłużony jest za pomocą rzędów skróconych.


Raglan poszerzałam dodając oczka metodą opisaną przez Intensywnie Kreatywną - wyszło ładniej niż innymi sposobami, będę teraz stosować wyłącznie tę metodę (to ta trzecia pokazana).


Tak się prezentuje całość bez wkładu.


A tu Synior przyłapany jak przy zasypianiu zaciesza* do swojego kumpla - Słoneczka.


A co to za pozostałe projekty?
Jeden, to wspominany już "priorytetowy" szydełkowo-Medusowy, który idzie mi jak krew z nosa...  Ale mam już 3/4 lub 3/5 - codziennie zmienia mi się koncepcja, więc sama nie wiem ;)


Drugi, to nr 1 z kolejki - Słodki marynarz z rzeki Mississippi :) Mam już całkiem sporo - cały korpus, już nawet wykończony. Udało mi się nawet trafić idealne guziczki - dokładnie takie jak chciałam. Pozostało dorobić rękawy...


... co jednak nie nastąpi tak szybko. Bo do kolejki wbiło się TOTO :D I dzierga się radośnie i bez liczenia od wczoraj. Dla zmniejszenia ryzyka niedokończenia - dziergam przód i tył jednocześnie - acz oddzielnie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.


Zmykam, mam co robić ;)

PS. Straszne mam tyły w komentowaniu u Was. Zaglądam jednak na wszystkie blogi i niezmiennie się zachwycam.

*zacieszać - słówko wyłapane na blogu u Dodgers, od którego nie mogę się ostatnio uwolnić (od słówka, nie od bloga [choć blog też regularnie odwiedzam]).

wtorek, 17 lipca 2012

Refresz

Dziś chłopaki moje (no dobra, głównie większy) wypchnęły mnie do fryzjera.
No to poszłam. I zrobiłyśmy z fryzjerką, która strzyże mnie od lat (ośmiu się doliczyłyśmy)*, refresz.

Iza po refreszu głowy wygląda tak




Super się czuję, duuuużo lepiej. Jednak nuda na głowie zdecydowanie mi nie służy :)
Mega zaletą fryzury jest to, że da się ją "ukryć" - przy rozpuszczonych włosach wygląda to jak grzeczny bob ;) A ja wiem, co jest pod spodem i czuję się "aj"! Wiecie, coś jak z seksowną bielizną pod grzecznym biurowym ubrankiem ;P

Poza tym - lipiec nam pogodowo sprzyja. Ochłodziło się akurat w momencie, kiedy Wito i Pierwszy Męski Sweterek spotkali się rozmiarowo :)


Witek swego zdania nie wyartykułował, ale wyglądał na zadowolonego ;) A mi się podoba bardzo. No i cieszę się, że udało się z proporcjami długość-szerokość trafić, bo miałam obawy, że przestrzeliłam (jak z rozmiarem przy czapeczce, która okazała się zbyt mała nawet na trzydniowego Dziecia)


Czyż sweterek nie podkreśla pięknie jego zaokrąglonego brzuszka? ;P



A  na deser, bo skandalicznie dawno tu nie gościła i ktoś mógłby pomyśleć, że Wit wykopał ją z domu, Kota. W wersji "nie wiem czy chcę siedzieć czy stać... wybieram obie opcje" ;D


Chwytam za druty - pogoda senna, chłopaki śpią, co mi pozostaje? :)

*dzięki tej wieloletniej współpracy doskonale zna moje włosy i wie jakie strzyżenie im służy. Ale i ogólnie jest świetna. Jakby kto szukał fryzjera w Poznaniu - mogę polecić!

czwartek, 12 lipca 2012

Sorbet utrwalony! Oraz o tym, że znów uległam...

Tak, zrobiłam to! I to jak szybko, prawda? Poproszę o oklaski ;)
Wychodzi na to, że publiczne wyznaczenie sobie deadline'u jednak skutkuje...
Tak czy siak - oto on, przepis na Sorbet





Tradycyjnie już poproszę o uwagi jeśli zauważycie, że cokolwiek jest nie tak: jeśli będzie nielogicznie, niegramatycznie, niejasno czy też - o zgrozo - nieortograficznie :)
I - również tradycyjnie - poproszę o znak sygnał, jeśli ktoś Sorbet udzierga.
Miło mi bardzo, że top tak się Wam spodobał, może będzie nas w Sorbetach więcej? :)

Tymczasem, prócz sukcesu (to spisanie wzoru mam na myśli) odnotowałam i porażkę... Ale to nie moja wina!! Wszystko przez Sprężynę i TOTO. Miałam w planach Sorbet 2 (i kupienie Bambusa na niego...), ale jak zobaczyłam TOTO, stwierdziłam, że ja też chcę! Ba, MUSZĘ go mieć :)

I zamówiłam włóczki, bo oczywiście nic zbędnego białego w domu nie było

TOTO powstanie z Kordka


Albo z Medusy Lux


A jak już zawitałam do zamotanych, to nie mogłam zamówić tylko 4 motków, w dodatku samych białych. Koloru mi się zachciało... I mam, nawet dwa. Virginię i Sonatę.



Podobno Anilux upada, czy już upadł nawet. Szkoda, bo lubię te ich bawełniane włóczki...

Okazuje się więc, że jak tylko Żmija ciachnęłam z tyłu (oddając w dobre ręce bambusa) i z przodu (tak! dziergam coś nowego!) to od razu pojawiły się motki nowe. Ha! Ale - o dziwo - nie tylko ja o to dbam, by Żmij miał się dobrze! Otóż syn mój mocno nieletni Witold chyba ukradkiem założył sobie konto w zamotanych, bo - prócz zamówionych przeze mnie motków - w przesyłce znalazłam i to!


Ulce pięknie za "dodatek" dziękujemy! Podobie się on nam bardzo, będzie na zimę jak znalazł :)

A tak poza tym mam jeszcze na tapecie (i w robocie) jeszcze jeden projekt - extra i priorytetowy. Ale o nim na razie ciiii... Powiem tylko, że w użyciu jest duuużo Medusy :D I szydełko.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Sorbet

Nic lepszego na upały, prawda? Dziś szefowa kuchni "U Izy" poleca sorbet dzianinowy.

Ale zacznijmy od historii. Kiedy byłam mała, a w każdym razie mniejsza niż teraz, miałam jakieś 12-13 lat i zaczynałam mieć własne zdanie na temat mody, nie znosiłam koloru fioletowego. Nie znosiłam go prawie tak bardzo jak Agata ;)
Jednej rzeczy nie cierpiałam bardziej - połączenia fioletu z wszelkiego rodzaju turkusami, seledynami, pistacjami i różem. Słowem - miałam przerypane. To był przełom tak '80 i '90, kto pamięta, co się wówczas nosiło? Legginsy, wielkie bluzy i... znienawidzone przeze mnie kolory, oczywiście :)

Tylko krowa nie zmienia poglądów - ja aż taką krową nie jestem ;) Najpierw przeszła mi niechęć do turkusów, później oswoiłam wszystkie inne z tych "zakazanych" niegdyś kolorów. A na koniec pokochałam ich zestawienie. Ba! Okazało się, że ten zestaw bardzo ładnie mi leży i ożywia moją, dość niemrawą na ogół, karnację. Ile to się człowiek musi naszukać zanim znajdzie coś tak oczywistego... :P (na marginesie - zupełnie podobnie miałam z włosami, które farbowałam przez lat 15 by w końcu odkryć, że natura jednak wiedziała co robi...)

W każdym razie, dzięki temu, że pogląd i ogląd zmieniłam mógł powstać Sorbetowy top. Sorbet z borówek, jagód, limonek i kiwi. I jakichś bliżej mi nie znanych turkusowych owoców ;)


Model: Sorbet - konstrukcja topu jest prosta jak konstrukcja cepa, ale bardzo mi się podoba. I dlatego zamierzam go spisać, a co!
Włóczka: Alize Diva Batik Design (1767) - jeden motek i Alize Diva (42) - niecały motek
Druty: KP 3,5mm oraz szydełko 3,5mm do wykończeń

Ponieważ to zestawienie kolorystyczne zawsze kojarzyło mi się z fitnessem (jak cała moda przełomu lat '80 i '90 zresztą) taka też powstała trochę śmieszna sesja :)


Top jest, jak widać, oversizowy. Trochę wynika to z faktu nabrania odpowiednio większej niż Iza liczby oczek, trochę z zabiegu prasowania Divy (o którym pisałam już przy okazji Bryzy). Tym razem trochę zbytnio się pospieszyłam i wyprasowałam jeszcze mokrą bluzkę. NIE RÓBCIE TAK! :) Zapanowanie nad rozciąganiem się dzianiny jest wówczas niemal niemożliwe, a efekt, jaki osiągniecie jest - co trzeba pamiętać - nieodwracalny, bo akryl utrwala się pod wpływem temperatury. Warto zacisnąć zęby i poczekać, aż top wyschnie i dopiero wtedy żelazko i para buch! :) 
Oczywiście włóknom bardziej szlachetnym wystarczy porządne blokowanie albo zgoła nic, jeśli będzie to np. rozciągliwy bambus.
Swoją drogą - chyba machnę sobie taki z bambusa. Diva fajna rzecz, ale przy temperaturach powyżej 25 stopni można w niej, jedynie, zejść :)


Przesadnie rozciągnięty prasowaniem dekolt ujarzmiłam szydełkiem. Udało się doprowadzić do efektu oczekiwanego, czyli LEKKO opadającego ramienia :)


Więcej zdjęć w SEGREGATORZE

Na potrzeby sesji powstał nawet specjalny makijaż, którego oczywiście na zdjęciach właściwych nie widać :) Uwaga - oglądacie na własną odpowiedzialną - Synka on nieco przestraszył ;)


Na koniec do kompletu powstała opaska. Trochę z potrzeby posiadania ujarzmiacza włosów  na upały, trochę z potrzeby zajęcia rąk niewyczerpującą umysłowo dłubaniną. Zeszło na nią bardzo niewiele Divy fioletowej. Powstała, rzecz jasna, na szydełku (2,5mm)

Można ją nosić "na panią od fitnessu"...


... można i normalnie :)


Top mi się podoba. Tak bardzo, że - jeszcze na etapie produkcji - kupiłam sobie spodnie pod kolor :) No i pod kolor mam Synkowy kocyk. Swoją drogą - mogę się na spacery tak z Synkiem zgrywać, bo i Bryza i Sorbet... ;)

A na zakończenie, niemal już tradycyjnie, bonus. Śmieszne zdjęcie czyli :D

wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało...

Zmykam podziergać nim Dzieć śpi. Tym razem coś znacznie bardziej poważnego.

środa, 4 lipca 2012

Szal Wielce Niespodziankowy

Zacznę od tego, że ja jestem słaba w robieniu niespodzianek :D 

Serio - bardzo rzadko mi się to udaje. Uwielbiam robić prezenty i na ogół tak się tym robieniem podekscytuję, że się wygadam. Albo nie mogę wytrzymać i zapytuję delikwenta, "czy był już może u niego listonosz?" I tak jest zawsze. Prawie

Bo tym razem się udało i jestem cała dumna i blada, że byłam taka dzielna!

Kiedy przywędrowała torebka od Brahdelt (btw - dostałam ją chyba w najgorszym dniu mojego baby bluesa i możliwe że uratowała mi życie :) ) od razu było jasne, że coś z wdzięczności Jonce zrobię. Z wdzięczności i sympatii. Tylko co? Bo skoro ona sama szyje, dzierga, maluje, gotuje, rękę ma do roślin i bóg wie co jeszcze potrafi...
Dałam sobie więc chwilę do namysłu (co było też o tyle łatwe, że Dzieć i tak skutecznie zajmował mi czas). 
Przy przeglądzie gniazda Żmija mnie olśniło! Znalazłam dwa zakupione jesienią "na jakiś szal" motki Baby Alpaki Silk DROPSA w kolorze jasnego khaki. Ha! Niejasno mi świtało, ale świtało - jak się okazuje słusznie - że Joasia nie przepada za dzierganiem koronkowych szali. Dostałam wiatru w żagle i w ekspresowym tempie (jak na mnie) machnęłam szal/małą chustę.

Teraz pozostało mi tylko się nie wygadać i czekać cierpliwie aż Brahdelt sama da znać, że przesyłka dotarła. Dziś dostałam wyczekanego maila, Asia pochwaliła się też prezentem u siebie, więc mogę i ja pokazać zdjęcia - robione w sobotę, tuż przed spotkaniem z dziewczynami. Robione z narażeniem życia - w końcu było ponad 30 stopni!! :)


Wzór: Pineapple Delight 
Włóczka: Baby Alpaka Silk DROPS 7219, ok 1,5 motka
Druty: KP 5,5 mm, szydełko 3,5 do wykończeń


Robiło się tę chustę przesympatycznie - robótki szybko przybywa, schemat jest dobrze rozpisany (choć oznaczenia trochę nietypowe i na pierwszy rzut oka mocno mnie przeraził), bez błędów. Zrezygnowałam z motywu ananasa w górnej części (chciałam, żeby była prostsza w formie). Robiłam też mniej powtórzeń wzoru - miałam grubszą włóczkę i druty niż w opisie, a chciałam zrobić małą narzutkę na ramiona.
Troszkę inny kształt niż oryginał ma też górna, gładka część - wynika to z tego, że dodałam mniej rzędów skróconych (bo miałam mniej oczek na drutach).


Osiągnęłam dokładnie taki efekt jak chciałam i mam nadzieję, że szal wpasuje się w Joasi garderobę :)


Szal robiło się fajnie jeszcze z jednego powodu - to była lukśna robótka :) Nie dość, że fajna włóczka, to jeszcze przetestowałam nowe, drewniane druty. One nic nie ważą!!! :)

A włóczka? Cóż - mam mieszane uczucia. Spodziewałam się, że będzie bardziej "silk" :) Zaskoczyła mnie duża ilość kłaczków. Ale zblokowała się ładnie, grzeje porządnie, a robótka jest fantastycznie lekka i puszysta. Tylko strasznie trudno sfotografować tę włóczkę tak, żeby uchwycić jej kolor :)




Lekko i ciepło :)


Oby się dobrze nosił!