Czasem matka ma "wolne" i może szyć sobie papugowe komplety.
Ale czasem dostaje zamówienie od Syna i po prostu szyje fartuszek do przedszkola.
Generalnie Witas jest dzieckiem chowanym bez stresu, że się ubrudzi. Wychodzę z założenia, że po to są dzieci i nie drżę jak osika, że outfit - choćby i był najpiękniejszy - się zaplami, przykurzy, wyszudra dokładnie w pięć minut po tym, jak go dzieć wdzieje. No ubrudzi się i co? Nic. Się wdzieje inny, a ten się upierze. Takie jest życie.
Dlatego też osobiście nie mam potrzeby zabezpieczania Witka przed plamami jakimiś osłonkami na czas jedzenia czy malowania (choć gonię go za wycieranie łap w koszulkę, ale to z zupełnie innych powodów) i długo w przedszkolu obywał się do fartuszka.
Ale okazało się, że - chyba właśnie dlatego, że nieznany - fartuszek jest dla syna przedmiotem pożądania ;)
Więc już ma.
Fartuszek to efekt pełnej improwizacji - nie miałam wykroju, wzoru, ani nawet dziecka do pomierzenia pod ręką. Więc działałam na oko.
I choć, podobno, na oko to chłop w szpitalu umarł, to udało się i fartuszek pasuje. Uff...
osoby wrażliwe na nieuprasowane powierzchnie uprasza się o przymknięcia oka na tło ;)
|
Fartuszek ma duuuuużą niebieską kieszeń na przedzie. Ale ponieważ po spionizowaniu gotowego wyrobu okazało się, że kieszeń odstaje (czytaj: smętnie zwisa) to została przeszyta i są to w zasadzie dwie kieszonki.
A przeszycie zabezpieczone jest dekoracyjnym trójkącikiem ;)
A dodatkowo kieszonkę ozdabia, rzecz jasna, metunia, tym razem przyszyta maszynowo.
Zwykle przy stebnowaniu wkurzało mnie to, że szew nie jest wystarczająco wyrazisty, dlatego lubiłam używać w tym celu nici do jeansu. Te jednak nie powalają gamą kolorystyczną, a poza tym - to kolejne nici, które trzeba by kupić i skorzystać raz na jakiś czas. A rozwiązanie okazało się banalnie proste! Podpowiedziała mi je Niezastąpiona Pani Z Pasmanterii (BTW - czy wiedzieliście, że cebula tępi noże i powinno się mieć osobny tylko do jej krojenia? To też wiedza od niej ;) ) - wystarczy nawlec igłę podwójną nitką!
Niestety - nawet taki ulepszony szew nie zamaskuje tego, że ściegi mojego łucznika nie porażają idealną równością. Wystarczy, że materiał jest bardziej ścisły i już - raz w jedną, raz w drugą! Cóż, jeśli będzie kiedyś zmiana maszyny, to trza będzie pójść w coś bardziej pancernego.
Ale i tak - z radości, że szew bardziej intensywny - podłożenie pach przestebnowałam sobie aż trzy razy!
Tak... - pracę domową mam odrobioną. I mogę z czystym sumieniem szyć znów dla siebie (no doooobra, może wcisnę gdzieś w trakcie tę koszulkę w Myszki Miki dla Witka i szorty dla męża...).
Tym bardziej, że to szycie przynosi tyle miłych sytuacji. Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim postem i na forum Burdy. A burdzie za reklamę na fanpejdżu ;)
I to mnie usprawiedliwia! Przyznacie, że w takiej sytuacji wprost musiałam kupić kolejne trzy materiały (w tym papugi na jasnym, tu miał być link, ale widzę, że znów wykupiłam końcówkę...).
Już do mnie lecą! A ja intensywnie myślę co z tego szyć, ha!