poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wpadła gruszka do fartuszka

Czasem matka ma "wolne" i może szyć sobie papugowe komplety.
Ale czasem dostaje zamówienie od Syna i po prostu szyje fartuszek do przedszkola.

Generalnie Witas jest dzieckiem chowanym bez stresu, że się ubrudzi. Wychodzę z założenia, że po to są dzieci i nie drżę jak osika, że outfit - choćby i był najpiękniejszy - się zaplami, przykurzy, wyszudra dokładnie w pięć minut po tym, jak go dzieć wdzieje. No ubrudzi się i co? Nic. Się wdzieje inny, a ten się upierze. Takie jest życie.

Dlatego też osobiście nie mam potrzeby zabezpieczania Witka przed plamami jakimiś osłonkami na czas jedzenia czy malowania (choć gonię go za wycieranie łap w koszulkę, ale to z zupełnie innych powodów) i długo w przedszkolu obywał się do fartuszka.
Ale okazało się, że - chyba właśnie dlatego, że nieznany - fartuszek jest dla syna przedmiotem pożądania ;)

Więc już ma.


Fartuszek to efekt pełnej improwizacji - nie miałam wykroju, wzoru, ani nawet dziecka do pomierzenia pod ręką. Więc działałam na oko.
I choć, podobno, na oko to chłop w szpitalu umarł, to udało się i fartuszek pasuje. Uff...

osoby wrażliwe na nieuprasowane powierzchnie uprasza się o przymknięcia oka na tło ;)
Fartuszek ma duuuuużą niebieską kieszeń na przedzie. Ale ponieważ po spionizowaniu gotowego wyrobu okazało się, że kieszeń odstaje (czytaj: smętnie zwisa) to została przeszyta i są to w zasadzie dwie kieszonki.
A przeszycie zabezpieczone jest dekoracyjnym trójkącikiem ;)



A dodatkowo kieszonkę ozdabia, rzecz jasna, metunia, tym razem przyszyta maszynowo.


Zwykle przy stebnowaniu wkurzało mnie to, że szew nie jest wystarczająco wyrazisty, dlatego lubiłam używać w tym celu nici do jeansu. Te jednak nie powalają gamą kolorystyczną, a poza tym - to kolejne nici, które trzeba by kupić i skorzystać raz na jakiś czas. A rozwiązanie okazało się banalnie proste! Podpowiedziała mi je Niezastąpiona Pani Z Pasmanterii (BTW - czy wiedzieliście, że cebula tępi noże i powinno się mieć osobny tylko do jej krojenia? To też wiedza od niej ;) ) - wystarczy nawlec igłę podwójną nitką!

Niestety - nawet taki ulepszony szew nie zamaskuje tego, że ściegi mojego łucznika nie porażają idealną równością. Wystarczy, że materiał jest bardziej ścisły i już - raz w jedną, raz w drugą! Cóż, jeśli będzie kiedyś zmiana maszyny, to trza będzie pójść w coś bardziej pancernego.


Ale i tak - z radości, że szew bardziej intensywny - podłożenie pach przestebnowałam sobie aż trzy razy!


Tak... - pracę domową mam odrobioną. I mogę z czystym sumieniem szyć znów dla siebie (no doooobra, może wcisnę gdzieś w trakcie tę koszulkę w Myszki Miki dla Witka i szorty dla męża...).
Tym bardziej, że to szycie przynosi tyle miłych sytuacji. Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim postem i na forum Burdy. A burdzie za reklamę na fanpejdżu ;)

I to mnie usprawiedliwia! Przyznacie, że w takiej sytuacji wprost musiałam kupić kolejne trzy materiały (w tym papugi na jasnym, tu miał być link, ale widzę, że znów wykupiłam końcówkę...).
Już do mnie lecą! A ja intensywnie myślę co z tego szyć, ha!

niedziela, 12 czerwca 2016

Papuga! Papuga sto dwudziesta druga!

Ze mnie papuga. I to podwójna.

Po pierwsze: kupując jakiś czas temu dzianiny i tkaniny w jednym z ulubionych sklepów (bo wybór ciekawy, bo dobrze to poukładane i opisane i w dodatku w Poznaniu mogę odebrać na miejscu i nie płacić za przesyłkę) postawiłam na sprawdzone i ulubione szarości (z których nic jeszcze nie uszyłam ;) ). Ale też nie mogłam się oprzeć tajemniczej tkaninie klaudia we wzór kolorowiastych papug na granatowym tle.
I kupiłam. A koleżanki popukały się w głowę, że co ja z tego uszyję.

Po głowie chodziła mi sukienka, ale bałam się trochę, że jak się cała w te papugi spowiję, to faktycznie trochę będzie za dużo dobrego. I klaudia wylądowała w pudle i czekała na swój czas.

Tydzień temu wyciągnęłam ją i mnie olśniło. Albo raczej przypomniał mi się wpis Agnieszki. I spapugowałam pomysł na sukienkę będącą tak naprawdę kompletem bluzka + spódnica.


To był strzał w dziesiątkę!

Papugi nosiłabym najchętniej na okrągło. W ubiegłym tygodniu miałam je w pracy osobno jako bluzkę (z pistacjowymi spodniami), spódnicę (z gołębią bluzką) i razem jako sukienkę. I tylko przyzwoitość (i to, że w piątki mamy "dżins dej") powstrzymała mnie przed większą ilością repet ;)


Najlepszą zaletą jest kolorystyka: tak bogata, że w zasadzie wszystko do tego pasuje, byle samo nie było wzorzyste.


Super jest też tkanina. To 100% sztuczność, ale bardzo przyjemna w noszeniu, przewiewna. I w dodatku lekko elastyczna i niemal się nie gniotąca. Nie wymaga podszewki, nie prześwituje. No ideał. Rozważam zakupienie innych wzorów, choć niestety kilka ciekawych już "wyszło" o czym dalej ;)


Poza tym, przez ten szalony wzór, bardzo łatwo zmienić charakter, np. bluzki, na mniej formalny: wystarczy założyć spodnie i uzupełnić tenisówkami.


Bluzka to stary, sprawdzony już model. "Wykrój", niemal w formie kwadratu, odrysowałam sobie kiedyś z bluzeczki sprezentowanej przez koleżankę. Wyjątkowo mi leży i to druga jego realizacja (pierwsza jednak cały czas nie doczekała się wpisu na blogu, czas to zmienić...).

Natomiast spódnica to wykrój... odrysowany od innej kiecki przy tej okazji :)


Bardzo lubię proste i wąskie ołówki, ten jest nawet bardzo wąski. Ale zupełnie swobodne poruszanie się w nim umożliwia elastyczna (i mocna przy tym) tkanina oraz spory rozporek.

Fason jest prosty ekstremalnie - spódnica jest na gumie. Pierwszy raz doszywałam tunel już ze zszytą gumką w środku - ależ to oszczędza pracy. Wymaga wprawdzie cierpliwości, wprawy i więcej uwagi, ale ostatecznie ułatwia szycie.


Ciekawostka jest taka, że i spódnica i bluzka są skrojone w poprzek tkaniny - tak pasował mi print. A że materiał w obie strony naddawał się tak samo taki obrót spraw był możliwy. Dzięki temu udało mi się uniknąć leżących papug.
O, tu to trochę widać.

{źródło}

Tak, dobrze widzicie - materiał występował jeszcze w wersji z białym (jasnym? na stronie Amstii wyglądało na gołębi błękit) tłem. I nie mogę sobie darować, że nie kupiłam tego drugiego wariantu też...


No to pierwsze letnie szycie w tym roku mam za sobą. I oceniam je jako bardzo udane. A że urlopowy wyjazd już za mną (chcecie poczytać o moto wyprawie do Estonii?) to planuję poszyć jeszcze trochę letnich szmatek. Bo to szycie łatwe i szybkie, a takie - jako urodzony leń - lubię najbardziej ;)