piątek, 31 grudnia 2010

2010 - się działo!

Tak, to był wyjątkowo dziarski dziewiarski rok. Tyyyle się działo, że aż pokuszę się o wypunktowanie :)

1. Pojawiłam się na ravelry i... wsiąkłam. Pokazałam tam 39 swoich prac, zaprzyjaźniłam się z niemal 90 osobami, mam na oku ponad 260 ulubionych projektów! A jeden z moich sweterków polubiło do dziś 111 osób - aż chce się robić dalej :) 

2. W moim druciarskim życiu pojawiły się druty KP i przepadłam całkowicie. Pozbyłam się też niemal wszystkich "starych" drutów. Trudno z mercedesa przesiąść się znów do malucha.

3. Dwa powyższe punkty przyczyniły się do tego, że byłam wyjątkowo płodna - w tym roku na druty i szydełko wrzuciłam aż 15 różnych rzeczy. 11 z nich skończyłam (6 sweterków dla siebie, 3 dla kogoś, 2 czapki - jedna z szalem, a jedna szydełkowa), 4 są na różnym poziomie zaawansowania.


4. Nauczyłam się nowych rzeczy: robienia swetrów od góry, metody magic loop, robienia ze zdjęć :), przestałam też bać się ażurów.

5. Przerobiłam mnóstwo włóczek... Nie chcę sprawdzać czy więcej niż kupiłam, ale chyba źle nie jest - we włóczkowym pojemniku (też rocznik 2010) pojawiły się luzy ;)

Niemniej w 2011 wejdę z nowymi włóczkami na nowe projekty. A wszystko przez to, że oczywiście mam za mało Medusy na Lu Lu. Pojechałam do Zamotanej Ulki i... wyszłam obładowana.
Z Lu Lu doszłam do pach tyłu. I na razie tu zostanę - brak mojego odcienia włóczki. Poczekam do wiosny - jak się nie pojawi to spruję i ruszę z czymś na co 3 motki starczą. A póki co zdjęłam z drutów, wygląda to tak


No a skoro tego nie kupiłam to musiałam się jakoś pocieszyć, nie? 

Mississipi-3
na prosty marynarski... pulowerek? Kardiganik? 

Gloria
na bluzeczkę w warkocze

Regia Stretch Color
na męskie skarpety - planuję takie robione od palców

Ale przede wszystkim, zainspirowana sweterkiem Agaty kupiłam Chainette na swój domowy warkoczowy. I już zaczęłam, rzecz jasna (model 17, Sandra 9/2005).



No a żeby jednak w tym włóczkowym pojemniku się zbytnio nie przepełniło zrobiłam porządki. I ogłaszam, że do wzięcia są

WZIĘTA!
mieszanka fioletów - dokładnie taka,
mniej więcej po pół, 1/3 każdego motka + trochę zmieszane,
za free
WZIĘTA!
pół kilo Elizy, kolor brąz+pudrowy, kremowy róż,
3 motki nie ruszone, 2 przewinięte w kłębki,
25 zł (w tym przesyłka)
próbka szydełkiem
próbka na drutach
do Elizy dorzucam zaczęte motki
pasujących kolorystycznie Kocurka, Dalii i Peonii
Chętnych poproszę o kontakt mailowy.
Zmykam tymczasem. Jeszcze na pół godzinki do drutów, a później szykować się na dzisiejsze, bardzo spokojne i domowe powitanie 2011 roku.

Do siego! I niech wszystkie oczka schodzą z drutów dokładnie tak, jak sobie tego życzycie!

środa, 29 grudnia 2010

Prezenten!

W tym roku prezentów rękodzielniczych wiele nie było, za to udało mi się je w porę sfotografować :)

Pierwszy z nich to wspólne dzieło moje i męża - po poprzednich próbach lakierniczych tym razem postanowiłam nie tylko kupić lepszy lakier (V33), ale też poprosić o pomoc kogoś, kto się na tym lepiej zna. I efekt jest wreszcie należyty. No, może jeszcze nie idealny, ale uczymy się oboje na błędach, więc następnym razem z pewnością będzie lepiej.
Prezent to oczywiście lusterko. Powstało dla Olga do jej nowego pokoju. I chyba się spodobało.


Na lusterku moje absolutnie ukochane znaczki - Polskie abecadło. Do każdej literki dopisane jest odpowiednie słowo. Prezent pasuje też wiekowo - w końcu trafił do pierwszoklasistki. 

 


Ponieważ czas jaki upłyną między zakupem lusterka i jego odpakowaniem a wykonaniem prezentu pozwolił mi na całkowite zagubienie zastawu mocującego "sznureczek + haczyki" musiałam ratować się tym co było pod ręką - wieszaczek powstał więc z tasiemki rypsowej, którą oklejony jest brzeg ramki, dla bezpieczeństwa zabezpieczonej gwoździkami.



Drugi prezent (w zasadzie dwa) to w połowie rękodzieło. Ann i Kejt są u nas na tyle często, że powinny mieć swoje kapcie. I właśnie je dostały. Żeby nie było bójek - takie same. Żeby się nie myliły - personalizowane :)





Są to ohaftowane przeze mnie IKEO-kapcie.

Generalnie jednak w tym roku skoncentrowałam się na wystroju domu - dawno nie było u mnie tylu dekoracji co w tym roku. Najpozytywniej zaskoczył mnie efekt, jaki dały wysuszone pomarańcze zawieszone na lampce.




Taki mam teraz widok z robótkowego fotela. Nie można mi się dziwić, że nie mam ochoty rozstawać się z tym miejscem, prawda? 


Miłej reszty poświątecznego lenistwa Wam życzę. Jak dobrze, że są te wolne dni na koniec roku... 

wtorek, 21 grudnia 2010

Dekoracjony - na szybko

Ja tylko na momencik, żeby się pochwalić, że i gwiazdki i "kolcok" okazały się wykonalne :)
Zdjęcia jakie są - każdy widzi. Ale jakie być mają, skoro od rana do nocy - mam wrażenie - za oknem jest... noc? Na szczęście jeszcze tylko kilkadziesiąt godzin i dnia zacznie przybywać. Między innymi dlatego lubię Gwiazdkę - to przecież początek wiosny! ;)




I świąteczna dekoracja nr 2



Najbardziej dumna jestem z tego, że kolcok jest recyklingowy - powstał z wydruków arcyciekawych materiałów do prawnego newslettera :)



Szkoda tylko, że robi się go jakieś 200 lat, bo podoba mi się bardzo i miałabym ochotę na więcej...


A bombeczki-kłębeczki powstaną pewnie w wigilię Wigilii. Jeśli powstaną :) Ostatnio spodobało mi się jeszcze i to, ale tu czasu zabraknie bankowo.

stąd

Zmykam. Mam mocne postanowienie choć jeden dzień zakończyć przed północą :)

niedziela, 19 grudnia 2010

Grudniowe jezioro

Ufff...
Rybą nikogo nie strułam, ponoć smakowała (no, zniknęła cała, więc chyba nie było źle), a na pewno się spodobała...


Kiedy padł pomysł by na tegoroczną firmową wigilię każdy przygotował swoje "popisowe" danie od razu pomyślałam o rybie w galarecie. Czy ono popisowe jest - nie wiem, ale nie mogłam się oprzeć i nie skorzystać z okazji. Prawda jest bowiem taka, że ryby w galarecie jeść nie znoszę, za to bardzo lubię ją robić. Kiedy jeszcze byliśmy mali niemal biliśmy się z Braderem o to, które z nas będzie robiło karpie "jezioro". Pomysł na dekorację znaleźliśmy w naszej ulubionej książce kucharskiej dla dzieci i przez lata było to nasze tradycyjne wigilijne danie.
Tym razem wybór padł na łososia - "wykwintniej" i łatwiej. Ale jezioro być musiało: z szuwarami z pora, kamieniami z ryby i rybą z marchewki :)



Czyli rybę w galarecie na ten rok mam zaliczoną i na własną, domową wigilię już robić nie muszę, uff ;)

Przygotowania do świąt właśnie u mnie ruszyły, choć prezentowo zbliżam się już do końca. Mało robionych w tym roku, ale stwierdziłam, że grunt to nie dać się zwariować - wolę obdarowywać bliskich znienacka, kiedy po prostu mam na to ochotę. Kilka jednak selfmejdowych (lub pół-selfmejdowych) będzie - coś trzeba skończyć lakierować, coś wyhaftować, dosztrykować kilka... dziesiąt rzędów :)
Na dziś wieczór planuję rozpocząć produkcję dekoracji:

takich kul

stąd

takich gwiazdek

stąd

i takich bombek:

stąd

Ale to wszystko dopiero jak uda mi się zakończyć porządki - nie jakieś gigantyczne, ale jednak. I tylko pod warunkiem, że nie wygra jednak dzierganie NCO albo... Lu Lu, na którą wczoraj powstała wielce obiecująca próbka (wzięłam się na sposób i próbka przeobrazi się w kieszonkę - dzięki czemu jestem już trochę "do przodu" ;) ) Klika miesięcy opierałam się temu projektowi, ale jednak się poddaję - mam ogromną wręcz potrzebę czegoś jasnego, a Lucy jest do jasnych włóczek stworzona... To niesamowite, że cały jej urok opiera się na kombinacji dwóch prostych rodzajów ryżu i tych fikuśnych rozcięciach.



Czyli w sumie - tradycyjnie przedświątecznie - 1500 pomysłów, a czasu jak na lekarstwo ;)

środa, 15 grudnia 2010

Werbung :)

Czas umyka jak cholera, tysiąc spraw innych leży odłogiem (miałam robić dziś rybę w galarecie, ale nawet nie zrobiłam zakupów, aaa!), a ja nawet dzierganiem się wytłumaczyć nie mogę. Bo zamiast dziergać nowe swetry swetry stare odnawiam.
Nie wiem jak Wy, ale ja wprost nie znoszę zmechaconych ciuchów. Marzenie miałam od dawna, niby prosto je zrealizować, ale dopiero w niedzielę w końcu zrobiłam >klik< na pomarańczowym guziku "kup teraz".
A od wczoraj jest u mnie. I najchętniej odkłaczyłabym wszystko :)


Wybór jest straszliwy - a niby od przybytku głowa nie boli ;) Po przejrzeniu tysiąca i jednej aukcji w końcu zdecydowałam się na eldom GDS2 - cena nadal przystępna, ale już dająca nadzieję, że się ustrojstwo nie rozpadnie w ręku po pierwszych 5 minutach.
Na pierwszy ogień poszedł pasiak, o ten. Tiftik to nie jest najlepsza włóczka świata (choć nadal bardzo ją lubię), spora domieszka akrylu robi swoje i zmechlił się niemiłosiernie. A teraz jest jak nowy!
  
przed
po
przed
po

Jest, rzecz jasna, mniej puchaty niż na początku - w końcu wykudlenie a później zebranie takiej ilości kłaków robi swoje. Mi jednak podoba się teraz znacznie bardziej niż w wersji "zużytej".


Jestem bardzo zadowolona. Tym bardziej, że równie świetnie maszynka spisuje się na trykocie pozbawiając go paskudnych małych kuleczek, nie wiedzieć czemu zawsze w kolorze kontrastowym...

A jutro trzymajcie kciuki za rybę. Bo w piątek mam nią poczęstować kilka osób i lepiej, żeby była zjadliwa ;)

sobota, 11 grudnia 2010

Nikolas, Nikolas, co mi das?

Chyba byłam grzeczna w tym roku, bo mikołaj przyniósł mi taki piękny kalendarz adwentowy


Tak tak, zrobiła go moja osobista Mama.Zainspirowana domkiem, który pokazała na blogu Finn zrobiła zapałczaną szafeczkę espeszeli for mi. Jest cudna. A chęć odebrania Mamie tych boskich starych stempli z cyferkami wzrasta we mnie z każdym spojrzeniem na szufladki ;)




W każdej (no, prawie) szufladce czeka oczywiście jakiś łakoć...


Pewnie nie uda się (przynajmniej przez czas jakiś jeszcze) namówić Mamy by założyła swojego bloga, cieszy mnie jednak straszliwie to, że po Waszych buszuje jak szalona i coraz częściej się inspiruje i tworzy różne cudowności. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno komputer, Internet to była dla niej czarna magia, a kiedy przysłała mi ze dwa lata temu pierwszego maila omal nie dostałam zawału :) Dzięki Mamul :*

Ja ostatnio staram się głównie ogarnąć przedświąteczny chaos pracowy. Spotkanie goni spotkanie, tabelki i zestawienia śnią mi się po nocach, więc po przyjściu do domu chwytam druty i macham NCO - bo on przynajmniej nie wymaga ode mnie myślenia. Macham też coś jeszcze, ale na razie nie ma co pokazywać, powiem tylko tyle, że to kolejny projekt w ramach akcji "zużyj zapasy". Chciałoby mi się już nowej włóczki... ;)
Czasem jednak zdarza mi się zmajstrować coś innego. Zostałam poproszona o narysowanie gwiazdki. To narysowałam. 


Papier akwarelowy pomazany świeczką, akwarelowe kredki, trochę wody, biały i złoty żelopis i jakieś 20 minut przemiłej rozmowy telefonicznej :) I jest. Podobała się. Mi też się podoba i chce mi się kredek więcej.







A teraz oddam się szaleństwu - bo wyprawa do IKEI w weekend na dwa tygodnie przed BN, to jest szaleństwo... No ale co poradzę, że natychmiast potrzebuję trzech ramek? :)