Wydziergany w rekordowo jak na mnie krótkim czasie - przez niespełna miesiąc. A był to w dodatku miesiąc bardzo pracowity, zaganiany, zestresowany i ogólnie ble :)
Wszystko to chyba zasługa tandemu druty i włóczka - sprawdził się świetnie. A sweterek (czy też raczej swetrzysko) wyszedł dokładnie taki jak miał być: ciepły, miękki, przytulny. Włóczki "zeżarł" ok 55 dkg.
W rzeczywistości włóczka prezentuje się mniej sztucznie, nie ma tego "akrylowego" połysku, który jest chyba zasługą sztucznego światła. Mam nadzieję, że się zbytnio nie zmechaci.
Model znalazłam we wrześniowym (chyba) numerze Burdy, wzór z jakiejś starej drutowej gazetki. Golf to inwencja własna. Połączenie wyszło zadowalająco. Bardzo nawet.
Obdarowany jest zachwycony :) I prezentuje się w swetrzysku wspaniale (ale ja pewnie nie jestem obiektywna).







A żakiet jaki jest każdy widzi... nie ma go wcale :)
Spokojnie jednak - nie zapominam o sobie. Za chwilę zaczynam nowy sweterek: tym razem mój, mój! :)