czwartek, 29 listopada 2012

Otra bota! Plop!

Cóż, wygląda na to, że jeszczem nie powróciła na firmy łono, a już Was zaniedbuję haniebnie, nadając blogowi swemu niemal cechy miesięcznika... Zła ja!

Na swoje usprawiedliwienie mam... w zasadzie nie mam za wiele. No bo co: to, że mi się angielskiego zachciało i dwa wieczory w tygodniu mam zajęcia, a dwa kolejne hołmłork mi zabiera? Że pojawiło się całkiem fajne zajęcie dodatkowe, na które też po kilka godzin tydzień w tydzień trzeba poświęcić (ale za to daje sporo zabawy i satysfakcji)? Że Witosza ze stanu "tu leżę" przeszedł do "tędy sobie pełznę" i nie jest już takim stuprocentowo nieabsorbującym gościem?
Słabe wymówki... No to się wzięłam i coś machnęłam :) Tak, żeby móc z czystym sumieniem leżeć na kanapie.


Projekt jest stary jak... nasz narożnik. No nie, starszy trochę, tylko miał modyfikacje po drodze. Kiedy jeszcze planowałam obszywać starą kanapę wiedziałam, że do kompletu będę chciała mieć czerwone coś do przykrycia. I tyle, dalsze szczegóły były niesprecyzowane.
Kiedy kupiliśmy narożnik  stwierdziłam, że czerwone obowiązkowo, ale trzeba by to jeszcze czymś rozjaśnić. I wtedy znalazłam w szafie materiał, który kupiłam ze trzy lata wcześniej w SH, i o którym na śmierć zapomniałam. Pokazywałam go tu.
Koncepcja skrystalizowała mi się błyskawicznie, w tempie ekspresowym zrealizowaliśmy z mężem jedną z części planu (tę trudniejszą, zdawało się, o niej później) i... klops. Nastąpiła słynna Katastrofa Kolorystyczna, kiedy to kupiłam nieodpowiednio czerwony polar. A później - wiecie jak jest: zapał oklapł, czas się skurczył i na dodatek nie było hajsu na nowe 3 metry polaru :)
Aż w końcu stwierdziłam, że pora najwyższa i nastąpił równie ekspresowy finał. Dla przypomnienia, było tak:


Oczywiście widać gołym okiem, że coś czerwonego już tu jest - to kocyk z IKEI. O ile jednak kocham ten sklep szaleńczą i wielką miłością, o tyle ich polarowych kocyków nie znoszę i kupuję tylko kiedy muszę (a ułatwia to niska cena) - strasznie łapią kocie kłaki, elektryzują się straszliwie, są nieprzyjemne w dotyku i do tego za małe! Poza tym, na tle narożnika czarne poduszki i stolik były zbyt ciemne.

Zawzięłam się zatem i zasiadłam we wtorek do maszyny. I oto mamy kolejny "wnętrzarski garnitur", co nikogo już dziwić nie powinno, bo że kocham garnitury pisałam nie raz, np. tu.


Z Witkowym garniturem nasz ma zresztą sporo wspólnego, składa się bowiem między innymi z kocyka wykonanego w podobnej technologii: polar + tkanina. Kupiony kiedyś tam kupon nadał się rewelacyjnie, ponieważ nie jest to bawełna, a coś lekko lejącego, śliskiego, o takim nieuchwytnym ciężarze (wiecie o co mi chodzi?) doskonale się sprawdził jako uzupełnienie pledu "salonowego". Jest jednocześnie przytulny i dość elegancki. No i oczywiście trochę niepoważny, w końcu rzecz dzieje się u nas ;)


Co do polarowej czerwieni - to nadal nie jest ideał, jest troszkę zbyt malinowo. Jednak o niebo lepiej niż z tą czerwienią nietrafioną; narożnik ma w swojej szarości kroplę granatu i odcienie zbyt ciepłe zdecydowanie się z nim gryzą. Uznałam, że dłużej szukać nie mam czasu/siły/chęci/nie ma sensu i postawiłam na maliny.


Skoro pled jest dekoracyjny poduchy mogą być całkiem proste. Ale za to jakie milutkie :) Nie robiłam im żadnych zapięć, polar nie łapie brudu zbyt intensywnie, a one pełnią funkcje głównie ozdobne, więc do prania zawsze można rozpruć "otwór techniczny", a później znów zszyć go ręcznie (co zajmuje jakieś 3 minuty, w dodatku lubię to robić). A jeśli jednak stwierdzę, że zapięcie być musi - się dorobi.


 Całość w wersji "złożono-uładzono" prezentuje się tak. (Przy okazji widać też kącik z podkładkami pod laptopy - polecam tę z poduszeczką.)
 

No i teraz przechodzimy do naszej dumy - zhackowanego stolika LACK. Wymyśliłam ja, zrealizował mąż. Założenie było takie, że ma być komplet z pledem, a więc ten sam wzór. Jednak materiału było tylko na pled...


... ale od czego mamy aparat. Zrobiłam zdjęcie tkaniny "na płasko", obrobiłam w programie graficznym i wydrukowałam w odpowiednim formacie na papierze (no dobra, panowie w punkcie mi wydrukowali, a w obróbce do druku pomógł kumpel). Początkowo papier chciałam przyklejać, pomyślałam jednak, że skoro na wierzch przychodzi pleksi, która ma go zabezpieczyć przed wilgocią i urazami, oraz całość ładnie "wykończyć", to można go tylko włożyć. Teraz więc, teoretycznie, możemy sobie zmieniać dekorację stołu co jakiś czas. Tylko pledzik by też trzeba było... ;)


Pleksi (zamówiona na wymiar, nie polecam docinania samodzielnego, bo trudno ładnie wykończyć brzegi) przymocowana jest śrubami - na wylot przez blat (bo LACK ma blat pusty w środku). Cała techniczna strona tej akcji to była robota męża.


A przy okazji śruby (moje ulubione! wypukłe, tzw. "meblowe") stanowią element dekoracyjny. W zasadzie bardziej mi chodziło o ten efekt, niż ich zadanie techniczne ;)


Uwielbiam lśnienie pleksi o poranku... Poza tym, w porównaniu z czarnym blatem, jest jakieś milion razy łatwiejsza w utrzymaniu: nie widać kurzu, śladów łap, przecieram szmatką z płynem do szyb i błysk!


A skąd ten durny tytuł? Ano - ze stołu wzięty! ;) Bo na stole naszym takie się scenki znajdują. A hasła z nich strasznie wchodzą w pamięć. "Plop" zresztą weszło do naszego domowego słownika na stałe, to idealne określenie sytuacji kiedy "dziecku już-już zasypiającemu wypada smoczek". Ocho! Plop! ;)



I tak oto niemal całkowicie zrealizowaliśmy nasze "wewnętrzne" plany. Zostały jeszcze dwa małe projekciki, na kiedyś tam... I utrwalona została tendencja kolorystyczna: biel, czerń, beż, szarość, odrobina beżu i dominanta z czerwieni. Nawet Witosza i jego bujak się dostosowali ;)


Swoją drogą, odkryłam niedawno całkiem, że i w mojej szafie te kolory rządzą. Plus granat i kropla turkusu od czasu do czasu. Może więc to są moje "barwy ochronne"? Rozważę to przy kawie, w moim ulubionym kawowo-wypoczynkowym kąciku.


Aaaa! Jeszcze jedna miła sprawa :) Dostałam od Oli wyróżnienie. Bardzo dziękuję! Szalenie mi miło i chętnie się wyspowiadam, ale dalej nie podam, bo - na ile mi czas spędzony w necie ostatnio pozwolił zauważyć - wszyscy już się bawili :)

1. Buty czy torebka?
Z torebek to najchętniej używam takiej co wygląda jak etui na aparat, a prócz niej mam aż dwie inne. Za to butów, na szybko, naliczyłam 18 par... Buty!
2. Paryż czy Londyn?
Nie byłam ani tu ani tu. Bardziej mnie chyba Londyn pociąga.
3. Rower czy na piechotę?
Pieszo! Uwielbiam chodzić, zwłaszcza szybko i po mieście.
4. Szydełko czy druty?
Trudne pytanie. Druty.
5. Dzianiny czy tkaniny?
Do noszenia - zdecydowanie dzianiny, jest mi o wiele wygodniej. Do szycia - różnie, ale z tkaninami jednak jest łatwiej.
6. Pisać czy czytać? 
Uwielbiam czytać. Uwielbiam też pisać, ręcznie. Brak mi systematyczności by prowadzić jakiś dziennik, ale zdarza mi się pisać liściki. No i namiętnie odrabiam zadania z angola - wreszcie mogę sobie popisać ;)
7. Fastrygować czy spinać szpilkami?
Za mało we mnie cierpliwości na fastrygę. Choć wiem, że to działa.
8. Łyżwy czy narty?
Kiedyś łyżwy. Od czasu kiedy zaniosło mnie do Austrii na narty - śnią mi się po nocy. Ale nie miałam jeszcze okazji do nich wrócić.
9. Tarty słodkie czy wytrawne?
Wytrawne. A po nich słodkie na deser ;) (BTW - moja ulubiona wytrawna)
10. Kolczyki czy bransoletki?
Bransoletki przeszkadzają mi w pisaniu, a kolczyki w rozmowach telefonicznych. Więc naszyjniki :)
11. Burda czy Papavero?
Od zawsze i na zawsze Burda. Bo Papavero nie znam ;) 

19 komentarzy:

  1. Chyba Ci ukradnę pomysł na stolik- bo ja permanentnie wylewam kawę od stawiania jej pod nogami z racji braku stolika- nie że ja nie umiem chodzić, nie nie, to wszystko przez brak mebla :))I też mam jazdę na czerwone dodatki do pokoju, tyle że z odrobiną czerni, czerwone wino raczej niż malina, z piaskową sofą będzie git :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a bardzo proszę, dzielę się pomysłem i kraść nawet nie trzeba ;)
      o tak, do piasku wino lepiej niż malina

      Usuń
  2. Całość po prostu extra:))Świetny pomysł na stolik ale i pomysł na pled fajny:))

    OdpowiedzUsuń
  3. I wiadomo na co był czerwony polar. Pomysł na stolik świetny. Wygląda zdecydowanie oryginalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano wiadomo. a mam jeszcze te trzy metry "złego" i też już pomysł na jego wykorzystanie. ale to pewnie za kilka lat ;)

      Usuń
    2. Ta, bo materiał jak się nie uleży to kiszka :P

      Usuń
    3. no wiadomo! :) poza tym musi mi użytkownik dorosnąć do koncepcji ;)

      Usuń
  4. Nie próżnowałaś przez ten czas, oj nie!! Pledzik gustowny oczywiście. Mama pytanie odnośnie pleksi. Jaka grubość, co to za pleksja, gdzie kupujemy takie cuda?? Czy się rysuje?? Też mojego LACK-a przyozdobie;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pleksi zamówiliśmy w jakiejś wygooglanej firmie, pierwszej, która się nawinęła
      grubość 3mm, kolor biały - to jedyne jej cechy "szczególne" :)
      trochę się pewnie rysuje, ale ponieważ tło jest białe i wzorzyste, to nie jest to bardzo widoczne, a ja się nie przyglądam ;)
      tylko ostrzegam - taka zabawa znacznie podnosi "wartość" LACKa - sam stolik to ok 30 zł chyba, a materiały do niego - ok 60 zł ;)

      Usuń
  5. już myślałam, że zapadłaś w sen zimowy :P

    stolik jest czad, wiem, bo widziałam :P a kocyk jak zobaczę, to pewnie znów mnie szlag trafi ;) ale się tym nie przejmuj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no trochę tak - pod tym kocykiem tak ciepło...

      Usuń
  6. Pomysł na stoli genialny. Ślubny się zachwycił do tego stopnia, że zaczął oglądać nasz stół kuchenny pod kątem przeróbek :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie pozwalam tykać Waszego stołu! on jest super jaki jest!
      ale mi miło, że zainspirowałam i zachwyciłam nawet. bardzo miło :)

      Usuń
  7. rewelacyjny pomysl ;)))) i na kocyk i na wykonczenie stolika! nie wiem czy wpadlabym na to, zeby zrobic foto i wydrukowac wzor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ja się przyznam, że też wpadłam na zrobienie zdjęcia dopiero po tym jak skanowanie i kserowanie nie wypaliły ;)
      a fajne jest też to, że mam ten plik "na zaś" i jak mi jeszcze się w czymś zachce motyw wykorzystać - to mam :)

      Usuń
  8. U Ciebie zawsze wszystko tak ładnie skompletowane! *^o^*
    Sprytny pomysł z pleksi na Lacku, i z wymienną podkładką także!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuję, dziękuję. chyba mam na tym punkcie jakąś obsesję! ;)
      a zaczęło się od domku Barbie, do którego robiłam sama mebelki i każdy pokoik był w innej kolorystyce
      LACK i pleksi oraz podkładka czują się docenione :)

      Usuń
  9. No to już chyba wszystko co chciałam powiedzieć zostało już powiedziane:) Twój salon poprostu wymiata!

    Podobny pomysł jak Ty na stolik miałam na powierzchnie pomiędzy moimi szafkami kuchennymi. Wrzuciałam sobie za szybę stare zdjęcie w odpowiednim powiększeniu. Ale żeby zrobić to na stoliku, na to juz bym nie wpadła:)

    No i znów po przeglądaniu twojego bloga naszła mnie refleksja - czas nauczyc się szyć!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :)
      bardzo lubię ten salon (tak jak nasze mieszkanie całe) i sprawia mi ogromną radochę stopniowe przybliżanie go do idealnego ideału :)
      też mam szybę nad blatem kuchennym! to świetny patent
      niestety moja jest przyklejona na stałe i nic za nią nie wsadzę...
      za naukę szycia trzymam kciuki (choć i u mnie z szyciem ostatnio słaaabo)

      Usuń