piątek, 28 września 2012

Nie-chce-mi-się nic...

Jejuuuu, ależ mi się nie chce :/
Od połowy ubiegłego tygodnia niechciejstwo wywoływał katar, no masakra. Jak już se poszedł to czekała na mnie taka góra zaległości (nie nie, nie chodzi o jakieś tam banalne ogarnianie chaty czy cuś, nie; o MOJE zaległości chodzi), że sama myśl o odkopywaniu czegoś spod tej sterty mnie zniechęcała do działania...
Jak już się w końcu zabrałam i kupiłam dziś polar na jedną rzecz, to po przytachaniu go do domu odkryłam, że to jednak nie ten odcień czerwieni i że ten nie gra mi z moją bielą... Wierzcie, może tak być :/
No opad kończyn...
Tu drobna wtrętka - jak ktoś jest chętny na czerwony polar w ilości 3 mb (szerokość 160 cm) i jest z Poznania lub okolic to chętnie odsprzedam. Kolor bardzo ładny, tyle że nie mój. W tym jest jednak o kilka kropel maliny za mało. A jednak nie jest to też pomidor ;)

Ale! Idzie ku dobremu, gdyż wykonaliśmy dziś z mężem od dawna planowaną przeróbkę salonowego mebla - szczegóły wkrótce. I naprawdę tylko trochę nastrój psuje mi fakt, że to coś z polarem miało być do kompletu :/ No nic, namiar na polar właściwy już mam, wystarczy zrobić "klik", zrobić "pay" i poczekać kilka dni na kuriera ;) I zszyć, pociąć, spiąć. Ale to w przyszłym tygodniu...
Na razie mała zajawka - projekt salonowy będzie biało-czarno-odpowiednio_czerwony

 
A tymczasem odkopałam zdjęcia, które leżą i czekają czas jakiś. 
Ostatnio bowiem trafił mi się nie lada ŁUP! O taki


Siostra mej mamy, czyli ciocia M., na niedawnym spotkaniu babskim, gdy usłyszała, że szyję, zaproponowała bym do niej wpadła bo "ma trochę tkanin". Boże na niebiesiech! Trochę! Przytachałam wielką torbę, a musicie wiedzieć, że brałam tylko to co mi się naprawdę bardzo podobało, żadnych tam "może być", albo "nie mój kolor ale się przełamię". A wybierać było z czego, same materie lekko już "vintage", głównie z połowy lat '80 gdy kupowało się "bo było". I całkiem spore kawały, tak średnio po 3 metry bieżące, jest więc z czego ciachać.
Materiały kiedyś opatrywano metkami, sporo się ich w ciocinej kolekcji zachowało. Tu mamy np. "elanę koszulową" o wzorze "Damazy 90" i o cudownych właściwościach, włókno jest bowiem "przeciwbrudowe" :))


A wszystkie tkaniny popakowane były w worki i papiery, równie "vintage" :))


No i do mojej kolekcji dołączyło ostatnio kilka materii samodzielnie zakupionych ;) Mam więc z czego szyć :)


Jako że moce przerobowe mam jednak ograniczone Dzieciem, a i nie wszystkie tkaniny są na sezon chłodów odpowiednie, całość została popakowana w nowe woreczki (strunowe, rzecz jasna; chwalę siebie za zakup 100 sztuk ;) ) i posortowana. Na zaś, Na teraz, Na cito.


Kupka "Na zaś" została następnie spakowana w ulubione pudło i wyekspediowana do piwnicy (tu podziękowania dla męża, który do piwnicy zanosi i z piwnicy przynosi różne dobra kiedy tylko żona sobie tego zażyczy, chwała mu!).


Kupka "Na teraz" natomiast spowodowała wywleczenie Burd...


... a po ich przejrzeniu zapadły decyzje. Jak się wydawało - wiążące. 


To wszystko jednak działo się "przed katarem", a jak wiemy z przydługiego wstępu - katar spowodował upadek moralny i załamanie formy "rękodzielniczej". Dziś jednak tak mnie "sprawa polaru" wnerwiła, że postanowiłam nastrój sobie poprawić skrojeniem koszuli, co - niniejszym zaświadczam - uczyniłam.

Ponadto odnotowuję pojawienie się w okolicy chłodów. Póki co - przeplatanych ociepleniami (oby jak najdłużej!!), ale, zawsze, chłodów! Chłody mogą mieć i dobre strony (ich dostrzeganie nie powinno być jednak interpretowane jako akceptacja tego chłodnego stanu rzeczy), takie natomiast, że zachciewa się człowiekowi kalorii. Dobrych kalorii. Ściślej - smacznych kalorii.
W tym roku po raz pierwszy w życiu wykonałam racuchy. I z miejsca oszalałam na ich punkcie. Gdyby nie świadomość, że mają jednak dość ograniczony zasób wartości odżywczych - byłabym skłonna przy chłodach jeść je codziennie... To o tyle dziwne, że lata całe żyłam w przekonaniu, że racuchów nie znoszę.


Ponadto - rzecz jeszcze bardziej niesłychana - upiekłam cisto. Nie byle jakie - ciasto wg WŁASNEGO PRZEPISU, a może raczej należałoby powiedzieć - z głowy. Na oko, na czuja, spontanicznie. Ciasto bananowo-jogurtowe. Wyszły mi dwie keksówki i - dzięki wam kuchenni bogowie - było pycha :) Wilgotne, ciężkie, nie za słodkie. Jak mi się przypomni co też ja tam wrzuciłam - będzie powtórka ;)


A świeże ciasto, jak wiadomo, lubi być przykryte ale z dostępem powietrza. Idealnie się wówczas sprawdza ściereczka, zwłaszcza taka (wykonana jakiś czas temu na otwarciu Concordii) z napisem "ZROBIŁAM TO SAMA" - no jak znalazł! :)


W dziedzinie samorobienia rękodzielniczego, zdaje się, będę miała następcę. Potomek został bowiem ostatnio przyłapany na... rozliczaniu oczek Brum brummma ;)

32 komentarze:

  1. No popatrz, a ja już po kawie i też się biorę dalej za szycie- spać nie mogłam przez maszynę :) tak jak Ty z czerwonym polarem, tak ja miałam z bordową tkaniną wełnianą ostatnio- po prostu nie ma, bo nie i musiałam się zadowolić butelkowo-morską :D Katar to złooooo, niech się trzyma ta cholera od nas z daleka :) a Młodemu może jeszcze nie dawaj KP do łapki, bo sobie gryzaka z żyłki zrobi i co? No płakać będziesz, bo nie będzie równiutka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no mam o tyle gorzej, że mnie zmiana koloru nie ratuje - żeby była kolorystyczna spójność w pokoju to muszę po prostu znaleźć "ten" czerwony ;)
      i niestety szycie leży odłogiem - bo skutecznie zniechęca mnie każdorazowe rozkładanie całego kramu...

      Usuń
  2. Przeczytałam, popodziwiałam, uśmiechnęłam się pod nosem ( a poranki uśmiechom nie służą), powstrzymałam się, żeby Młodego po brzuszku nie wyłaskotać i refleksja taka mnie naszła:
    Oj, jak ja tęsknię za czasami gdy miałam tylko jedno dziecko i "siedziałam" w domu. Był czas na szycie (ręczne, bo maszyny nie było), na łażenie po jesiennym parku, lepienie pierogów i inne różne takie. Teraz mam maszynę, ale nie lubimy się bardzo, pudło materiałów też czeka, 2 kosze i troooochę włóczek, dzieci też więcej ciutkę, tylko czasu jakby mniej:)Ale co tam, jeszcze parę długich lat i z domu wyfruną, a ja będę sobie te swoje hobby uprawiać do woli (i dla wnucząt).
    Pozdrawiam, pozdrawiam, a dzidzia jednak wytarmol ode mnie:)
    Nie przedstawiłam się wcześniej, choć bywam - Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieć wytarmolony :))
      mam świadomość, że jak wrócę do roboty (brrrr :/) to z czasem będzie już tylko gorzej ;)
      ale mam ten komfort, że mąż mój jest z gatunku pomagających (i przy dziecku i w domu ogólnie) i rozumiejących, że żona ma hobby i potrzebuje na nie czasu :)
      a z maszyną polub się, warto

      Usuń
  3. Powiem szczerze, że jak na "nic mi się nie chce" to się nieźle uwijasz z ogarnięciem własnej przestrzeni - wszystko na tip top i to w chorobie - pełna podziwu jestem:O
    wpadkami się nie ma co przejmować - zdecydowanie zagłuszone zostały całą resztą -
    np. stosem materiałów,którymi bym również nie pogardziła...(a swoją drogą może Ciocia M. posiada jakieś koszulowe kraty, z chęcią bym odkupiła.....)
    i porządkiem, i ciastem i całą resztą:)
    Pozdrawiam ciepło, życzę zdrowia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee, to tylko na zdjęciach tak wygląda ;)
      niestety, krat u cioci nie zlokalizowałam ;)

      Usuń
  4. Witamy w klubie. Tez nic mi się nie chce. Ale kolejna chusta dzielnie się dzierga. A kolejna zamówiona - zobaczymy, czy ja lubię dziergać na zamówienie.

    Materiały super. Ta koszulówka do mnie mówi, że chocho! Piękna. Szkoda, że u mnie tylko stare włóczki (plus, że nie tylko akryle) i maszyny dziewiarskie. Ale zawsze coś :)

    Z polarem, to wiem, że tak moze być. Kobiety po prostu tak mają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a która koszulówka? ta pasiasta czy "Damazy 90"? :)
      maszyNY??? a nie chcesz jednej wypożyczyć może? mnie strasznie korci, ale nie wiem czy się mi spodoba taka zabawa, więc nie chcę inwestować w zakup...
      a z polarem to najgorsze jest to, że mąż też zauważył różnicę. czyli - jest źle! ;)

      Usuń
    2. Damzy do mnie wrzeszczy, ale pasiasta też niczego sobie. Lubię takie oldskulowe klimaty. Z tymi szynami to tak mi się napisało. Tylko jedną mamy w piwnicy i to od niedawna - wygrzebana przez bratową i dzielnie przywleczona do rodzicielki. Nawet nie wiem czy wszystko tam jest, bo się nie tykam. W liczbie mnogiej to tylko w domu maszyny do szycia.

      Usuń
  5. Kiedyś to były dobre materiały... Noszę wełniany płaszcz mojej mamy, który ona nosiła, gdy miała mniej lat niż ja teraz, i tylko torchę się poprzecierał przy mankietach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o to to. wszystkie rzeczy szyte przez moją babcię dotrwały do moich czasów w świetnym stanie. choć jest w tych tkaninach i jakaś taka surowość - coś za coś ;)

      Usuń
  6. łupy super, najgorsze że jak się nic nie chce to sie też nie chce żeby przestało się nie chcieć... :) bananowe ciasto pycha , a Mały bomba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. noooo.... jakoś jeszcze tego przycisku do przełączania nie namierzyłam ;)

      Usuń
  7. Domy Towarowe Centrum, ach!... Moja mama pracowałam w nich całe swoje życie! *^o^* Nie na tkaninach (niestety), na kosmetykach(też fajnie ^^).
    Ze sterty bardzo podoba mi się zapowiedź niebieskiego materiału w duże białe kwiaty (tak zgaduję). A i koszula będzie piękna!
    Przepisy podawaj, kobieto! Dlaczego ja to czytam, jak jestem z pustym brzuchem?!.......
    I co, nie pomyliłaś oczek? Wit nie doszukał się skuchy? *^o^*~~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałam jakieś 6-7 lat kiedy po raz pierwszy pojechałam do Warszawy (do cioci M. właśnie). pamiętam: schody ruchome na centralnym i Domy Centrum, przy czym te drugie głównie jako mgliste wrażenie, że jest tam mnóstwo pięknych rzeczy. może dlatego, że dostałam fantastyczną kurteczkę: pikowaną, dwustronną, z jednej strony w kwiatki, z drugiej błękitną... ech...

      owszem, kwiaty :) to taka dość gruba mieszanka bawełny z czymś chyba, na kostiumik, a może nawet na letnią sukienkę w sam raz
      przepisy najpierw by musiały powstać :) jedno i drugie na oko, ale przy powtórce obiecuję "ogarnąć" :)

      Usuń
    2. a, o błędach w schemacie Witul nie donosił ;) za to obślinił kocyk gruntownie, co traktuję jako komplement ;)

      Usuń
  8. No, mnie to żadna ciocia nie poratuje :))) Brak cioć szyjących. A trochę "chce mi się bardzo" mogę Ci oddać, bo mnie się chce, ale obowiązki zawodowe mnie stopują niemożebnie, to czemu się chcenie ma marnować :)))
    Wit to talenty z mlekiem matki wyssała, to co się dziwisz, że go już w młodym wieku ciągnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ja chcę chcenia! zapakujesz trochę i podeślesz Pocztą Polską czy też może chcenie przekazuje się przez kontakt osobisty? ;)
      nie dziwię mu się nic a nic. i - zupełnie serio - mam go zamiar nauczyć wszystkiego czego tylko będzie się chciał ode mnie uczyć, nie zwracając uwagi na genderowe stereotypy :)

      Usuń
  9. Ja też chcę mieć taką ciocię :-(
    A materiały widzę cudnej urody.....ech.....
    Pozdrawiam cieplutko:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. alez fajnie sie Ciebie czyta.... ja niestety rowniez zakatarzona... ale! zabralam sie za robotki... jesli chodzi o sorbet - qrcze, ja nie wiem jak Wy to zrobilyscie (bo widzialam na ravelry, ze pojawil sie i nastepny), ze po prasowaniu materia Wam sie rozciagnela - parowalam, prasowalam, naciagalam jak moglam i ani drgnelo - tudziez - ledwie drgnelo... efekt jest taki, ze nawet jesli sie wbije, to jak w ubranie po mlodszej siostrze ;))) szkoda mi pruc - przymierzyla Noemi i chyba trzeba bedzie jakos go zaadoptowac na sukienke dla niej, bo juz powiedziala, ze bardzo jej sie podoba i nie odda - mam tylko dorobic pasek wg niej - a wg siebie zmniejszyc otwor na glowe i na rece ;) i poczekac ze trzy lata, albo z deczka ja utuczyc :D :D :D
    robie tez czapki dla dziewczyn i pierwszy raz probuje swoich sil w raglanie czy jak to sie tam zwie, na razie czarno widze, ale moze cos z tego bedzie...

    podoba mi sie Twoja czarno biala materia z pierwszej foty - juz widze, ze efekt musi byc rewelacyjny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi bardzo, mi się miło pisze, może to dlatego? ;)

      no nie wiem jak Ci sorbetowo pomóc - u mnie prasowanie działało za każdym razem na divę. a para ciepła była?
      za raglan trzymam kciuki i ogólnie za powodzenie wszystkich rękodzielniczych poczynań ;)

      Usuń
  11. Mnie też się nic nie chce, ale racuszki bym zjadła.... ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. racuszki są szybkościowe, więc na obiad polecam :)

      Usuń
  12. Tej, jak na nie-chce-mi-się to dużo rzeczy robisz :-)
    Ja racuchy odkryłam rok temu. I potem jak musiałam je często robić, trochę mi zbrzydły. Za to teraz gofry od Cichej są na tapecie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-))

      my zdecydowanie czesciej robimy racuchy (tudziez po prostu placuszki z jablkami, bo racuchy to zdaje sie juz na drozdzach?) niz gofry, bo po prostu jakos szybciej i wygodniej :D ale placuszki mniam, mniam, mniam - wszyscy lubimy - ja daje zawsze mnostwo jablek, tak, ze ciasto ledwo je oblepia, cynamon i niekiedy rodzynki - py-cho-ta!
      A moje gofry oczywiscie tez polecam :D

      Usuń
  13. to pewnie przez tą pogodę to wszystko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na bank! ale to by oznaczało, że... będzie jeszcze gorzej? ;)

      Usuń
  14. Ale się ubawiłam na koniec:) roześmiało mnie w głos, jak ujrzałam jak syn rozlicza oczka - w mamę się wdał, a co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))
      a pewnie, że w mamę! nie na darmo dziergałam w ciąży ;)

      Usuń
  15. Mam identyczny zapas tkanin na kanapie, wylał mi się z szafy i nie mam gdzie upchnąć. 3 pojemniki z ikea jak twoje zapełnione,a czasu na projektowanie i szycie teraz mam mało. Co w takim przypadku wykombinować? Zastanawiam się.
    ***
    Zawsze zapraszam do siebie. Jestem projektantką, która swoją pasję realizuje na blogu. Będzie mi niezmiernie miło jak mnie odwiedzisz. Gdy uważasz, że coś fajnego robię zaobserwuj mnie, ja również się odwdzięczę.
    ***
    www.zapalov.blogspot.com - blog o moim projektowaniu mody

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. swój zapas wolę jednak trzymać pod kontrolą - żeby mi się w piwnicy mieściło. czas więc się zabrać za przetwórstwo tkaninowe :)
      ciekawe rzeczy u Ciebie :) będę wpadać

      Usuń