UWAGA! Osoby wrażliwe na tłuszcz i kalorie mogą przeżyć wstrząs podczas lektury :)
Wczoraj, nieopatrznie, położyłam się spać lekko głodna. Rano byłam głodna już całkiem porządnie i od razu wiedziałam, że to będzie dzień kuchenny.
Wczoraj, nieopatrznie, położyłam się spać lekko głodna. Rano byłam głodna już całkiem porządnie i od razu wiedziałam, że to będzie dzień kuchenny.
Na pierwszy ogień poszły placuszki kukurydziane, niemal dokładnie takie jakie jadła dziś i Brahdelt :)
Moje robiłam "na oko", niewyraźnie gdzieś w głowie kołatał mi się przepis, który widziałam w TV. Nie lubię gotować według przepisów, nawet jeśli otwieram książkę kucharską lub stronę z przepisem NIGDY nie trzymam się receptury w 100%. Pewnie stąd wynikają niepowodzenia w wypiekach ;P
Placuszki wyszły doskonałe. Zdecydowanie fajna alternatywa dla pieczywa. Przepis wrzuciłam tutaj.
Następną kulinarną przygodą, także improwizowaną, był domowy smalec. Robiłam go pierwszy raz w życiu. Na oko, na żywioł. Degustacji jeszcze nie było, ale wygląda tak, jak zapamiętałam z dzieciństwa, z kuchni mamy i babci.
Kilka godzin temu, tuż po przelaniu do foremki był taki
... teraz jest taki. Mmmmmm... Trzeba tylko rano skoczyć do sklepu po świeży chleb i kiszone ogórki :)
A "na deser" ugotowałam kapuśniak: konkretny, rozgrzewający, kwwwwaśny :)
Jednak nie samym żarciem żyje człowiek, nie? ;)
Poranek był pochmurny, deszczowy, nieprzyjemny. Później, nagle, niespodziewanie - zrobiło się pięknie. Że do wiosny coraz bliżej przekonywało nie tylko słońce, ale i szaleńczo pachnący hiacynt.
A na drutach co?
Coś, co będzie chyba akurat w sam raz na wiosny początki. Estońskie paseczki :) Robię na żywioł, na oko... Hmmmm... Ki czort? No cóż, chyba muszę się pogodzić ze sobą i faktem, że improwizacja moją drugą naturą (a pierwszą tabelkowanie wszystkiego w excelu ;) ).
Robię też, jednocześnie acz naprzemiennie, z końca i początku motka. Wychodzi tak jak chciałam, jeśli i kształt (nietypowy) wyjdzie jak zaplanowałam, to pozostanie tylko wymyślić jakieś sprytne i pasujące wykończenie :)
Kocyk falowany też ciągnę, choć przyznaję bez bicia, że po +- 30 centymetrach zapał nieco mi opadł ;) Na szczęście mamy jeszcze czas.
Na zakończenie - kto powiedział, że piękne zachody tylko nad morzem? Ha!
Ależ dziś byłaś pracowita. Podziwiam:)
OdpowiedzUsuńHahaha, znam ten ból i sama uważam by nie kłaść się teraz na głodniaka :-) A jak zobaczyłam ten smalec i kapuśniak to aż Dzi mocniej zaczęła kopać!
OdpowiedzUsuńCzemu u mnie w domu nikt nie jada gotowanej kapusty???? Dla mnie samej gara mi się nie chce gotować...
No i jestem głodna... obowiązkowo jutro robię zupę :) i rybę w occie :)
OdpowiedzUsuńA estońskie paseczki to szal czy chusta?
To niestety może być prawda, z tymi wypiekami, bo akurat w przypadku ciast (z kilkoma zapewne wyjątkami) trzeba się koniecznie trzymać proporcji.
OdpowiedzUsuńSmalec też niedawno zrobiłam, z samej słoniny, najbardziej klasyczny, jaki robiła moja babcia. Robię też wersje z dodatkiem boczku, cebuli i jabłka. Ale kapuśniak to już daaaawno u nas nie gościł, czas go ugotować! *^v^*
Piękne te paseczki wychodzą.
Haha nie wierzę w ciążowe przesądy, ale smaki typowo na chłopaka:) Ja normalnie jestem potworem na słodycze, a w ciąży mogłyby nie istnieć.. Tylko grejpfruty, kiwi i fasolka po bretońsku:) Chyba w ten przesąd uwierzę..
OdpowiedzUsuńJa wrażliwa na tłuszcz to nie jestem. Wczoraj z Małżem przygotowywaliśmy kiełbasę i słoninę do wędzenia :)A zachód słońca widać i na poznańskim blokowisku może wyglądać pięknie.
OdpowiedzUsuńps1. Twoje chusty chyba zaczęły działać mi na psychikę, bo śniło mi się dzisiaj, ze powinnam taką zrobić dla babci i padło na gail. Dodam, że babcia nie żyje od jakiś 7 lat.
ps2. Zaraz pomyśle o tym chlebie i dam znać.
-----------------------------------
Zapraszam:
Para w kuchni.
Na turystyczny szlak!
Z wielką ciekawością zaglądam do Ciebie....moją ciekawość rozpaliło drutowe "coś"....zapowiada się wielce interesująco:)
OdpowiedzUsuńKulinarnie....narobiłaś mi apetytu na kapuśniak!...smalcem też nie pogardzę....
Pozdrawiam.
Smalec to nie, ja podziękuję. Ale kapuśniak taki prawdziwy... hmmm pomarzyć można.
OdpowiedzUsuńEstońskie cudowności zapowiadają się rewelacyjnie. A jaki ma być ten kształt???
Przeleciałam zdjęcia i wiem, że nie dam rady przeczytać tekstu, przepraszam, napłynęła mi do ust taka ilość ślinki, że lecę do kuchni wszamać chleb ze smalcem. Takie smakowitości pokazujesz... albo to ze mną coś się dzieje, bo przecież zaczęło się od pomidora, a ja za pomidorami nie przepadam... hmmm...
OdpowiedzUsuń..że też ten czwartek nie wyszedł...wszystko to, a szczególnie śniadanie mogło być w naszej kuchni..eh
OdpowiedzUsuńcałujE
ale smakowitosci...juz jestem glodna...a chusta zapowiada sie pieknie..pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuń