Brahdelt wyzwała, więc odpowiadam i pokazuję co w mojej szafie piszczy.
W zasadzie nie jest tak źle - większość moich sweterków lubię - i noszę. Im sweterek "młodszy" tym bardziej, co wynika także z tego, że (mam nadzieję) rozwijam się drutowo. Chociażby wiedząc czego unikać. Ale nie tylko
Jest coś w tym co napisała
Fiubzdziu - że nowy sweterek pasuje do wszystkiego :) Tak mam z Beą - moim zdecydowanie ulubionym sweterkiem. Noszę ją do pracy, na wyjścia, po domu...

Inne (tylko domowe, ale taki był plan) zastosowanie ma Malwowa tunika. Kocham ją - z wzajemnością.

Jest noszony także Miejski - ale tu zanosi się na ochłodzenie uczuć. Klasikowi brak tego "ciężaru", który ma choćby Frigya, przez co niebezpiecznie zmienia proporcje na bardziej horyzontalne niż wertykalne - gdyby był tej długości co na tym zdjęciu... ale on się stale skraca i poszerza, mam wrażenie. I niestety się mechaci, choć myślałam, że będzie gorzej.

Ze sweterków starszych uwielbiam Pasiaka. Jest już dość mocno podniszczony, ale przez ostatnie półtora roku eksploatowany ponad normę :)

Wielką karierę w mojej szafie kończy Szary Żakiet. Raz, że trochę mi się znudził (biurowy strój nr 1 AD 2009). Dwa, że (chyba przez pranie pralkowe) trochę się powiększył... Mea culpa

Wchodzimy w erę przedblogową...
Jeden z moich najulubieńców! Mgiełka! Mogłabym ją w kółko nosić - prosta, piękny kolor (foto kłamie), pranie w pralce znosi jak marzenie :)
Niestety nie mam jej zdjęcia na ludziu.

Sonatowy srebrny bezrękawnik latem szału nie zrobił, ale świetnie się sprawdza w biurze do koszuli.

Baaaaardzo długo był ze mną tez mój pierwszy twór drutowy - Grubaśny sweter w warkocze. Bodajże z Chmurki. Pozbyłam się go dopiero w ubiegły weekend - miał z 9 lat a i tak nie poszedł do krainy wiecznych kłębków tylko do ludzi :)

Teraz porażki. Zasadniczo pamiętam (i mam na zdjęciach) 3.
Top z Kocurka (Kotka?). Beznadziejna włóczka i w dodatku zupełnie nie mój kolor.
Poszedł w świat i tam sprawuje się lepiej.

Sasankowy sweterek zgapiony z BonPrix. Niestety fatalnie dobrałam druty (4,0 do Sasanki) i sweterek podjeżdżał do góry, bo był za luźny i za lekki. Ale w sumie mi się podobał - wzór pomogła mi rozpracować (a w zasadzie rozpracowała za mnie)
Splocik.

I stary jak świat (7 lat?) sweterek z Medusy. Nie wiem co w nim było nie tak. Podobał mi się, a nie nosiłam go wcale...

Jest jeszcze kategoria "fajne, udane, ale nie dla mnie"
Tu numer 1 to bolerko. Bolerka jednak nie dla mnie (choć jedno lato było jego).

Słodziak. Cudny. Świetnie się nosił. Ale nie miałam dokąd w nim chodzić i - jak dla mnie - zawsze było na niego nie tak (zmarzluch ze mnie, więc mi ramiona marzły ;) a jak był upał to mi było w nim za ciepło). Dostał się do Mag i mam nadzieję, że służy jej dzielnie.

Top w serca był z kolei zbyt wyzywający. Powędrował do Warszawy. Ale nie wiem jakie są jego dalsze losy.

Topy CSI zrobiłam 2. Nazwałam je tak, bo machnięcie jednego trwało tyle co odcinek serialu ;) (no dobra, trochę więcej, ale niewiele). Robione z tasiemkowej włóczki na drutach 7,0 maja bardzo fajny prosty fason.
Różowy był dla mnie zbyt... różowy. Więc się był wydał.

Za to czarny jest ze mną do dziś - i robi za bezrękawnik do koszuli. Tylko kwiatek gdzieś zaginął.

To tylko sweterki dla mnie. Robione "dla kogoś" powędrowały głównie do Olgi - i u niej cieszą się nie słabnącym wzięciem :)
Ech... chyba wrzucę na druty coś dla niej.