wtorek, 5 kwietnia 2016

Czy ktoś w ogóle lubi fotografować czerń?

Ja nie.
Zawsze wychodzi z tego albo czarna dziura (to to coś co mnie wsysło po serii hurra-optymistycznych i pełnych szyciowych planów postów z początku roku, hehe ;) ), albo jeszcze inne czarne rzeczy kończące się na "a" ;)
A powinna wyjść czarna czapka...

No bo tak: to że mnie wsysło to, spieszę donieść, wcale nie znaczy, żem próżnowała. O nie. Działo się. W sumie nawet całkiem dosłownie, bo ostatnie dwa miechy, po krawieckim styczniu, opanowało dziewiarstwo ręczne.
I to, olaboga, padajcie narody, na zamówienie! Czyli coś, czego - zdawało mi się - nie cierpię niemal organicznie. Ale co poradzić jak sami chcom?


Po serii czapek prezentowych z grudnia wydziergałam pod koniec stycznia jeszcze czapę i komplet (jeszcze je tu pokażę, w ramach rozprawiania się z zimą). I w zasadzie nie miałam co z nimi zrobić. Zaniosłam do pracy.
Jedną od razu drapnęła Pani E., zapowiadając, że jesienią zgłosi się po "jakiś fajny komin".
A chwilę później inna Pani E. zamówiła czapkę "taką samą, ale inną". Bardzo płytką. Bo takie lubi, a teraz w sklepach same głębokie worki...
To wydziergałam.


Czapka ma pompon zrobiony z futerka. Takiego zabawnie cieniowanego i z dłużyznami i niepoważnego trochę.


No i właśnie z tego powodu Pani E. Druga nie była pewna czy chce go czy nie. Bo czasem czapka not so serious jest wskazana, ale nie zawsze pasuje. Dlatego też pompon jest odpinany.
Do czapki montuje się go guziczkiem wpinanym prosto w dość ścisłe oczka na czubie. A żeby było go w tej czerni łatwiej wypatrzeć - guziczek jest figlarnie czerwony.


Czapka została zaaprobowana, stała się ulubioną i natychmiast pojawiło się zamówienie na komin.
Taki kusy-krótki, pasujący do czapki. Bardziej jak golf, tyle, że zdejmowany i szeroki.


Komin jak komin.
Czerń, warkocze, włoski bind-on i off.
Tymczasem niespodzianie przechodzimy do skrywanego, ale jednak clou tego posta. Widzicie, że coś tam w lewym dolnym miga (oznaczając dół), i że nie jest to "łapka"?


Otóż, Proszę Państwa, tak tak, To moja własna, osobista, wymarzona, idealna metunia!


Metunia-blaszka, z moim własnym podpisem, wyczekana, wyśniona, metalowy obiekt westchnień. Teraz, nagle, stał się rzeczywistością.


Kilka (naście) maili, kilka (och, jak dużo!) dni oczekiwania, ciut (taaa... całkiem sporo, niestety) grosza i są! Najmojsze!


Mam ich setkę.
Sporo? Raz, że wcale nie wygląda. Dwa, że pewnie szybko zejdą, jak je wszyję w już posiadane sweterki i uszytki ;)
A trzy, że to minimalne zamówienie ;)


Tak wygląda 60 ziko ;)


Metki zrobiła dla mnie grawernia.pl.
Sprawnie, profesjonalnie.


Czy są idealne? 
Prawie. Pewnie mogłyby być ciut większe. Ale z drugiej strony takie drobinki pasują naprawdę wszędzie (a jeśli gdzieś nie, to na takie okazje mam coś, co pokażę next time).
Gdyby ktoś jednak zamawiał, to ostrzegam - 1 grosz nie ma średnicy 1cm, jak się wydaje ;) 1cm to znacznie mniej. O ok 30% mniej ;)


W związku z tym mają też naprawdę maleńkie dziurki. Na szczęście mam w domu kilka igieł, które dają radę (a na sytuacje awaryjne także specjalną cieniznę do koralików).


Zobaczymy jak się będą sprawowały w praniu. W sensie metaforycznym, bo pranie sensu stricte nie powinno im szkodzić - są z nierdzewki.
Tymczasem - zachwycam się i wciąż trochę nie dowierzam.


Taki mały prezent od siebie dla siebie ;)

14 komentarzy:

  1. Cudne metunie :-) Piękne!
    Czarny komplet doskonały - bardzo mi się podoba.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Metunie są naprawdę fajne - polecam. Kupa radości z samego patrzenia na nie ;)

      Usuń
  2. Geniale są te blaszki,obiekt westchnień! Nie zapominając oczywiście o czarnym komplecie z super bąblem,też mega!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pompon tak mi się spodobał, że chyba machnę sobie jakiś w przyszłym sezonie ;)

      Usuń
  3. Wszystko fajne, a metki SĄ NIEZBĘDNE! Ja mam szmaciane, zamówione w UK, ale...przestały mi się podobać:(
    Chcę blaszki....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie czuję się winna wywołania nowego chciejstwa ;)
      Ale co prawda to prawda - są niezbędne. Zwłaszcza gdy się człowiek decyduje w końcu robić "dla ludzi".

      Usuń
  4. Świetnie wygląda czapa z tym pomponem. Blaszane metki - marzenie! A co do czerni... kocham ją fotografować tak samo jak... czerwień :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto, albo jesteś masochistką, albo... foto-profesjonalistką ;)
      Albo też po prostu masz więcej cierpliwości ;)
      Mnie fotografie czarnych, zwłaszcza włóczkowych, rzeczy zwykle nie satysfakcjonują. Bo albo za mało czerni w czerni, albo... wzoru nie widać.
      A próby naprawiania programem do obróbki często kończą się "efektem skrzypiącego akrylu", jak na zdjęciu z guziczkiem ;)

      Usuń
  5. Gratuluję tych zamówień! Ale szczerze - metki przyćmiły wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :)
      Wiem, dlatego dałam je na koniec, bo inaczej o czapce i kominie nikt by nie przeczytał ;)

      Usuń
  6. Bardzo ładna czapka i poduszka. Zachwyciły mnie kółeczka, bo też mi się marzą. To bardzo elegancka kropka nad robótkowym "I". Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeee... ta poduszka to komin ;)
      Też uważam, że te blaszki potrafią ładnie "podkręcić" projekt. A nawet - wiem to, bo już sprawdziłam, na czymś zupełnie "niemetkowym", co pokażę niebawem :)

      Usuń
  7. Świetne warkocze! Bardzo mi się podoba ta plecionka. Rzecz jasna, że zachwyt nad metkami pierwszorzędny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie warkocze to nie jest moja bajka (choć pierwszy sweter ever był mooocno warkoczowy). Ale jakoś zimą mnie wzięło i musiałam.
      Plecionka ma faktycznie sporo uroku i w dodatku jest banalnie prosta i łatwo ją zapamiętać.

      Usuń