niedziela, 10 kwietnia 2016

Ciężki los Minionka

Widzicie miny tych chłopaków? Jeden skonfudowany, drugi raczej wściekły...
No i ja się im nie dziwię. Podobne emocje wywołał we mnie Synek i historia pewnego dresu.
Jakoś jeszcze w listopadzie wypatrzyłam na facebookowej grupie Krakowskie Dzianiny (sklep tu) dresówkę w Minionki pirackie. Ponieważ od jakiegoś czasu ulubioną maskotą Witka był "Dominik" (to taka witkowa wersja słowa minionek, serio) to pomyślałam, że dres w ulubionych bohaterów to może być coś. Na wszelki wypadek zapytałam, pokazałam zdjęcie. Chciał.
Gdy dresówka przyszła owinął się nią cały i tańczył po chacie. Dobra wróżba, nie? ;)

 

Zabrałam się do szycia. Bluza poszła raz-dwa. Witkowi się spodobała. Pełen sukces!
Natychmiast stała się ulubioną i nie tylko do końca dnia, ale i w nocy chciał mieć ją na sobie ;)


No to zabrała się matka za spodnie. 
Naiwniara. Że niby mogą być czarne z minionkowymi kieszonkami... Może mogą. Gdzieś. Gdzie indziej.
W Witka rzeczywistości - nie ;)
"Ale miały być całe w dominiiiiikiiiii" - to była pierwsza reakcja :) I nawet przymiarki odmówił. Na szczęście po jakichś dwóch godzinach mu przeszło i przez jakiś czas dres rządził na dzielni.


Co mnie radowało, bo całkiem się przyłożyłam - spodnie nawet udawany rozporek mają ;)
Na marginesie - nie sądziłam, że wykonanie go to taki banał.


No i dominikowe kieszonki. Nieszczęsne.
Bo to one właśnie stały się przyczyną ostatecznego rozstania dresu z Witkiem.
Bo oto po kilku miesiącach się okazało, że Dominiki na bluzie i spodniach są "be". Bo... "miały być niebieskie, a nie w piraty. Ci się pomyliło mamusiu, wiesz?"
Nosz... Taką miałam minę, o. Wybierzcie sobie dowolną, bo pewnie obie ;)


I nie, nie pomogły tłumaczenia, że sam wybrał. Nie wybrał. Koniec, kropka. Nie wybrał. NIE-WY-BRAŁ.
Spodnie trafiły do pudła "nie będę tego nosił". A mnie trafił... na szczęście nie szlag, a pomysł, żeby je pchnąć dalej ;)
Obie dresówki okazały się być na tyle dobrej jakości, że  nawet dość intensywne użytkowanie nie zmieniło ich w szmatki. Wystarczyło więc doszyć metki i można było podarować synkowi koleżanki :)


A tak, bo mam jeszcze metki zupełnie do innych zadań niż pokazywane ostatnio metalowe kółeczka ;)


Filcowe metki co pasują do rzeczy bardziej sportowych. Bo przyznacie, że srebrzyste, filigranowe blaszki na minionkowym dresie byłyby trochę nie na miejscu, nie?
Jedna filcowa metka trafiła w lewy dolny róg przodu bluzy.


Druga - na tył paska spodni.
 

O, tak to wygląda w ciut szerszym ujęciu.


Metki zrobiła dla mnie firma NoBaa, którą na allegro znalazłam za pośrednictwem reklamy u Zdzid - za co niezmiernie jestem Jej wdzięczna :)
Bo metki są szalenie urocze a współpraca z NoBaa przy zamówieniu to sama przyjemność :)


Wprawdzie metki (i inne filcowe gadżety, obadajcie koniecznie!) można kupować właśnie na allegro, ale polecam kontakt mailowy i indywidualne projektowanie i wyceny. Zdziwicie się, pozytywnie.
Ja zamówiłam w sumie 90 metek - w trzech różnych "fasonach" i dwóch kolorach. Jeden to szary melanż (bo szarych rzeczy robię najwięcej). Przemiła Pani Dorota, z którą mailowałam, od razu zaznaczyła, że tak delikatny i mały napis na tym kolorze będzie mniej czytelny. Ale super czytelność nie była dla mnie priorytetem i zdecydowałam się zaryzykować. Wyszło ok. Nawet bardzo ok.


Na wszelki wypadek zamówiłam też drugi wariant kolorystyczny (taupe). Tu faktycznie napis jest czytelniejszy, a kolor ma miły odcień kawy zbożowej z mlekiem :)


W porównaniu z metkami stalowymi cena jest prawie śmieszna - za całe zamówienie, już z grawerowaniem i przesyłką, zapłaciłam 50 zł! Brutto!
No i bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie szybkość realizacji - w czwartek około południa dogadałam szczegóły i zrobiłam przelew, a w poniedziałek rano listonosz dostarczył mi metki.
Osobiście je uwielbiam :)

A jak Wam się podobają?

Teraz przede mną najtrudniejsza część "misji metka" - przejrzeć wszystkie swetry, sukienki, bluzeczki, czapeczki i inne self-made'y i zdecydować nie tylko KTÓRA metka do czego (w końcu mam ich łącznie 7 rodzajów!) ale też GDZIE ją przyszyć! ;)
Obym tylko takie problemy miała...

8 komentarzy:

  1. Mnie intryguje jak te filcowe metki znoszą pranie? Na "świeżo" wyglądają super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tego niestety jeszcze nie wiem.
      ale poproszę koleżankę po zdjęcia "after"

      Usuń
  2. Dresik jest śliczny, ale skoro nie wybrał to już nic się nie poradzi. Ale matki odjazdowe, warto o nich pomyśleć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :)
      nie ukrywam, że miło mi nie było. ale stwierdziłam, że satysfakcja z faktu, że synek chodzi w czymś szytym przez mamę nie jest warta jego łez ;)
      dam znać jak metki znoszą pranie

      Usuń
  3. Fajny, męski zestaw. Swoją drogą trudno zrozumieć , co im się w końcu podoba. Z moich obserwacji też wynika,że wcześniejszych , autorskich projektów z czasem nie akceptują. A metki podglądam z ciekawością.Pozdrawiam wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zauważyłam, że część ciuchów jest Witkowi totalnie obojętna - po prostu je nosi. ale są i takie, które wywołują reakcje bardzo silne, najczęściej silny sprzeciw ;)
      i o dziwo są to czasem te rzeczy, które chwilę wcześniej były nr 1! ;)

      Usuń