wtorek, 12 stycznia 2016

Z nowym rokiem - overlockiem!

Jużem myślała, że mój over rzekł GAME OVER i wyzionął ducha, gdy dnia pewnego jesiennego po prostu zacząć przepuszczać ściegi. Ale jak! Robił to tak skutecznie, jak ja przepuszczam okazje by zobaczyć w kinie coś fajnego (Czyli całkiem. Jak tylko do mnie dotrze, że jakiś film bym chciała zaliczyć, to się okazuje, że go już nie grają; od dwóch miesięcy...).
Nic, tylko siąść i płakać.
Albo - oddać na gwarancję, bo ta - jak się okazuje - upływa dopiero w maju tego roku :)

Cóż, gdy tymczasem mąż, jak nigdy (pozdrawiam Pana Męża Idealnie Zorganizowanego!) tym razem zgubił* paragon!
(* Rzeczą więcej niż pewną jest, że ten paragon gdzieś JEST. Schowany. Bo przecież over był niespodziewajką. Więc paragon pewnie się znajdzie, jak tylko upłynie okres gwarancji. Gwarantuję.)

Na szczęście (moje, overa i Męża) się okazało, że całe 2 osiedla i 1,5 kilometra od nas jest Najlepszy W Świecie Serwis Maszyn.
Pan wziął, obejrzał, pomarudził (że over "marketowy"), wyregulował i powiedział: lepiej nie będzie.

Nieco onieśmielona, ze dwa tygodnie wstrzymywałam się z testami. W przerwie świątecznej (która - o losie! - wcale nie oznacza więcej czasu na szycie, każda mama przedszkolaka nagle zostającego na 10 dni w domu to potwierdzi!) udało mi się uszyć dres w minionki i spodnie z kotwicami. Wszystko zagości tu pewnie w swoim czasie, jak tylko Witas przez chwilę nie będzie miał ulubionych ciuchów na sobie ;) 
Grunt, że testy wypadły pomyślnie - teraz chodzi jak marzenie. I nie ma dla niego tkanin trudnych, co przetestowałam z kolei w sam Nowy Rok, szyjąc bluzkę z bluziska kupionego w SH ;)

Oczarowana i nakręcona na szycie poczyniłam szalone zakupy tkaninowe, po czym przejrzałam i uporządkowałam zapasy i... zaczęłam od ich wykorzystywania ;) Kobieca logika ;)


W ostatnie dwa wieczory z tych zapasów powstała sukienka.
No, może bardziej tunika - kroiłam ją z 80 centymetrów! - ale taka nadająca się do samodzielnych występów ;)


W Bławatkach mają takie kosze, z wielce zachęcającą nazwą "resztki" - uwielbiam wprost w nich buszować, zawsze wyszukam tam coś dla siebie. Ten kawałek upolowałam jesienią i od razu, wbrew wymiarom, zobaczyłam w nim sukienkę.


Na szczęście i moje wymiary są dość mikre, więc - po znalezieniu wystarczająco prostego fasonu i małych dodatkach w innym kolorze - udało się tę sukienkę wykroić.


Model to nieco skrócona i pozbawiona plisowanej wstawki sukienka 121A z Burdy 8/2015

źródło

Dodatkową modyfikacją (dostosowującą do figury) było skrócenie o 3 cm odcinka od ramion do pachy. Skroiłam rozmiar 36, ale z małym (tylko 0,4 cm) zapasem na szwy (over "zżera" mi ok 7-8 mm).
 
Kiecka jest wręcz do bólu prosta. Jedyną ozdobą są pliski przy dekolcie, mankietach i na dole.


Cały "efekt" robi tkanina (w zasadzie dzianina) - w przepięknym, głębokim odcieniu zieleni, matowa, ale nie "tępa".
Bardzo szykowna.
I kosztowała mnie całe 12,30 zł ;)


Na dodatek pięknie pasuje do niej jeden z moich ulubionych wisiorów ;)


Najbardziej czasochłonne w sukience były pliski - reszta to raptem kilka szwów.
Pierwszym wyzwaniem było ich spasowanie (przy dzianinach lubią się takie miejsce rozjeżdżać, nawet gdy jest fastryga). Wyszło ok, oceniam się na 4,5.


A później... 3 godziny zajęło mi ich ręczna podkładanie - ale jest lepiej niż dobrze, warto było!


Mankiety.


Podłożenie dołu.


Podłożenie dekoltu.


Mam więc już dwa uszyte w nowym roku ciuchy, a jest dopiero 11 stycznia!
A patrząc na czekającą na mnie stertę super inspirujących dzianin i tkanin pozostaje mi się tylko uśmiechnąć ;)


I do Was też się noworocznie uśmiecham!

24 komentarze:

  1. Ruszyłaś z kopyta! Świetna sukienka, długość Ci pasuje, tak samo jak ta zieleń (z grafitem mega!), i w ogóle to skojarzyłaś mi się z Twiggy, tak pięknie i zgrabnie, i te kozaki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tyle miłych słów, że ach!
      Kozaki to tegoroczny łup wyprzedażowy, uwielbiam je i nie żałuję ani jednej z 45 wydanych na nie złotówek ;)
      I przyznam nieskromnie, że sama czuję się w tym stroju jak bohaterka szpiegowskiego filmu z akcją osadzoną w latach '60 ;)

      Usuń
  2. choć bardzo tęsknie za Twoimi udziergami to nie znaczy, że overlok'owe(?) formy mniej mnie zachwycają: nawet bardziej bo tego poziomu to ja w życiu nie osiągnę ....nawet gdybym miała overlock'a...ach....jaka piękna ta dzianinowa prostota:)pozostaje mi trochę pozazdraszczać:)
    miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komplemenciara ;)
      Szycie sprawia mi mega frajdę między innymi dlatego, że efekt jest - w porównaniu z drutami - błyskawiczny. I nawet jeśli raz, drugi, trzeci coś nie pójdzie - to przynajmniej czasu "straconego" nie żal...
      Więc szyj, próbuj, podwyższaj poprzeczkę! ;)
      A drutuję też ostatnio. I niebawem coś pokażę nawet :)

      Usuń
  3. Fajna i jaka praktyczna.Szybciej idzie szycie, ale frajda wykonywania mniejsza, przynajmniej u mnie.Pozdrawiam noworocznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaaki miałam długi komentarz w odpowiedzi i mi go wcięło ;)

      Dla mnie szycie i dzierganie to dwie różne bajki, uzupełniające się i występujące w moim życiu na zmianę. Raz mam więcej chęci na to, raz na to.

      No i warunki czasem bardziej na dzierganie (które tę zaletę ma, że można je zacząć i skończyć tak o, niemal natychmiast [pomijam kwestię uzależnienia i "jeszcze tylko ostatni rządek"]), a czasem bardziej na szycie (bo potrzebuję coś na jutro i wydziergać się po prostu tak szybko nie da, a uszyć - i owszem).

      Cieszę się więc strasznie, że tak mi się poukładało, że umiem i mogę i jedno i drugie hobby praktykować :)

      Usuń
  4. Niby taka prosta, a jaka piękna! Idealna w kolorze i w fasonie dla ciebie. super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!

      I w szyciu i w dzierganiu mam jakoś skłonność do dążenia do maksymalnej prostoty. Nie wiem - może to z lenistwa i nastawienia na szybki efekt? ;)
      Grunt, że jakoś mi to chyba służy, bo takie "prostaki" najbardziej mi pasują i najlepiej się w nich czuję.

      Usuń
  5. Moja mama szyła, ja szyłam, teraz już rzadziej, ale ty córeczko to już jesteś "Asior". Pięknie. Podziwiam twoją pomysłowość i perfekcyjne wykonanie. Brawo !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamuś - dziękuję!
      Nie byłby tego wszystkiego gdyby nie Ty!

      <3

      Usuń
  6. Hej! Mogę tylko pozazdrościć takiej sukienki, bo i prostota mnie urzekła, i kolor!A kozaki skąd? Cena powalająca;).

    Fryzurę masz świetną!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)

      Kozaki kupione w ulubionym outlecie obuwniczym (Poznań, Gwarna) - gdzie zaopatruję się regularnie kupując np. zamszowe szpilki za 29 zł ;)

      Fryzura to wypadkowa mojej niechęci do suszenia włosów, których mam okropnie dużo, potrzeby posiadania na głowie czegoś jednak trochę innego niż całkowita przeciętność, mężowskich nalegań "krócej, krócej" i niewielkiej ilości czasu jaki miałam ostatnio na fryzjera (więc było tylko podgalanie boczków i góra jest dłuższa niż zwykle).
      Czekam jeszcze tylko niecierpliwie na siwiznę, ale ta - jak na złość (ktoś jej w końcu chce! a ona nic!) - nie przychodzi... ;)

      Usuń
  7. Nowy rok zaczęłaś z przytupem, bez dwóch zdań :) oby dobra passa trwała jak najdłużej! A jak na tak małą ilość materiału poradziła sobie super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Faktycznie z nowym rokiem poczułam jakoś wiatr pod stopką... I rzekłabym, że "sky's the limit", bo ograniczona ilość materiału ostatnio stanowi dla mnie wyzwanie, nie przeszkodę :)

      Usuń
  8. Nie wiem czemu dopiero teraz trafiam to do Ciebie... a tu tak pięknie. W tej sukience połączyłaś moje ulubione kolory, które pasują do siebie jak żadne inne. Dodatkowo fajna uproszczona interpretacja tej przkombinowanej burdowej kiecki. Dodaję Cię do ulubionych :) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam teorię :) Pewnie dlatego, że choć ja bywam u Ciebie regularnie, to niezwykle rzadko się odzywam w komentarzach. Częściowo dlatego, że wszystkie te komentarze byłyby po prostu niemym zachwytem ;)

      Upraszczanie ogólnie jakoś leży w mojej (nieco męskiej) naturze, a już w tym przypadku nie wyobrażałam sobie żeby nie zrezygnować z tej fikuśnej falbanki... I na dobre mi i kiecce to wyszło, już widzę jak mi się to "fifiritko" wszędzie czepia ;)

      Rozgość się i zaglądaj częściej - choć regularnych wpisów to u mnie raczej nie uświadczysz ;)

      Usuń
  9. fajna i praktyczna. Prosta i elgancka. I ładnie uszyta. Gratulacje. A gdzie się znajduje ten czarodziej maszynowy? Bo moja maszyna zrobiła się bardzo kapryśna i odmawia współpracy. Pozdrawiam. Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszynę w swoje ręce dostał Pan z firmy Bajm na Piastowskim w Poznaniu.

      Usuń
    2. wielkie dzięki. Zawiozę tam moją maszynę, może Pan z nią zrobi porządek :)

      Usuń
  10. kiecka w swej prostocie urocza i absolutnie w moim typie. niechaj się nosi! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nosi się świetnie - i do pracy, i po godzinach ;)

      Usuń
  11. Jak tu cudnie! I nie piszę tylko o sukience, która jest prosta, ale cudna! Rezygnacja z falbanki to był strzał w 10. Sama zastanawiałam się nad tym modelem i teraz już wiem, że sobie też sprawię :) Podziwiam za trzygodzinne, ręczne podszywanie pliski Myślałam, że tylko ja mam "bzika" na puncie takich detali a tu się okazuje, że nie jestem sama :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ miło :)
      Oczywiście wrodzona niecierpliwość gna mnie zawsze ku jak najszybszemu zakończeniu projektu, ale przekonałam się nie raz, że odwalanie fuszery w grę nie wchodzi, bo nie daje mi to później spokoju, a poprawiać jest trudniej niż zrobić od razu.
      Więc pilnuję się jak mogę ;)

      Usuń