Ten post zrozumie każdy, kto choć raz próbował upolować sensowną czapkę dla dwu-i-trochę-latka na tak zwany "okres przejściowy", czyli absolutnie najbardziej niewdzięczną porę roku dla rodzica, który wozi dziecko do żłoba rowerem o 7, gdy chłodno, a odbiera po 16, gdy niby ciepło. No kapota - jak byśmy się nie ubrali, zawsze jest źle: za ciepło, za lekko, za przewiewnie, zbyt szczelnie, niewygodnie, a-idź-pan-w-pyry...
Ech.
No więc mamy porę niewdzięczną, a jakoś łepek progenitury, a takoż uszy tejże, chronić przed atmosferą należy.
Więc czapa.
Ino jaka?
Na wełnianą za ciepło, na bawełniany kapelusik - już za chłodno (choć Wit codziennie mnie przekonuje, że jest inaczej), a bejzbolówka z Angry Birds w ogóle nie wchodzi w grę, bo... nie wchodzi pod kask.
No ale znaleźć się da, tyle, że te czapki-szmatki, z kawałka trykotu podwójnego, kosztują jakieś pieniądze kosmiczne, zupełnie jakbym w ogóle nie musiała kupować sobie kosmetyków, włóczek, robić paznokci i ścinać włosów, tylko w ramach sprawiania sobie frajdy czapki dziecku miała kupować ;)
Co zatem robi mama dziecko (i jego uszy, wraz ze stanem nieprzeziębienia) kochająca, ale może lekko zbyt oszczędna?
Czapkę robi, sama.
Czapka elegancko wymięta - wszak była noszona ;) |
Do olśnienia, prostą drogą prowadzącego do wykonawstwa wspomnianego, mama potrzebuje dwóch czynników stymulujących:
1. czapki fajnej w formie, aczkolwiek nieco odbiegającej od oczekiwań kolorystyką. I bynajmniej nie o to chodzi, że w czapce (podarowanej w chwili dotkliwego braku przez Mag i Zo - dzięki dzięki) uwidacznia się róż, a Wito jest chłopcem. Nie. Jak okaże się w dalszej części postu - nie robi nam to :)
Za to przeszkadza nam (a raczej, nie oszukujmy się, mi), że kolorystyka ta nijak nam nie pasuje do reszty Witkowej garderoby :)
2. wizyty w Tanim Armanim, gdzie matka, kierowana wielką potrzebą zrobienia sobie low-costowej (znów!! chyba jednak jestem skąpa...) przyjemności, grzebiąc w koszu, natyka się na cudnie grające ze sobą dwie damskie obszerne podkoszulki.
Matka nabywa, płaci złotych 6 (słownie: sześć PLN). Targa do domu, pierze, prasuje i pruje. Jak natchniona.
Koszulki są lekko sfatygowane życiem, jedna ma nawet jakieś niespieralne plany, ale widoczne tylko gdy się chce (matka nie chce). Za to rozmiar mają na tyle słuszny, że nie tylko starczy na czapę, ale i na chustkę.
Czy matka wspominała, że Witek miał świetną chustkę trykotową pod szyję, ale złożyliśmy z niej ofiarę udawszy się na grzyby? Nie? To wspomina. BTW - nie wiem czy za te 7 sztuk grzybów (słownie: siedem grz.) było warto składać taki trybut...
Następnie matka kraje, znów prasuje (dlaczego w szyciu tak dużo innych jest czynności, a tak mało szycia właściwego?), szyje (jak akurat jej owerlok nitki nie zrywa) i po upływie godziny lub dwóch (nie wie, bo w twórczym szale była) ma komplet wymarzony. Przez matkę.
Dzięki czemu już następnego dnia rano dwu-i-trochę-latek może oprotestować nowy zestaw pi... świgając nową czapą o glebę i kategorycznie (foch) domagając się (ryk) kapelusika (ryk, pisk, łzy).
Nie po to jednak matka szyje po nocach (wieczorach, jak mam być szczera, ale dramatyzm opowieści, rozumiecie...) odrywając się od drutów, nie po to zachwyca się boskim połączeniem kolorów i wzorów, nie po to z wielkim trudem powstrzymuje się przed skrojeniem czapki dla siebie zamiast dla dziecka, żeby się poddać.
Wierzcie mi - obecnie Witek już ten komplet uwielbia ;) Obie jego strony: i stonowaną paseczkową, i lekko porytą kolorystycznie beżowo-zjadliwiezieloną :)
Chyba po prostu dziś się chłopak nauczył, kiedy kobieta ma TAKIE spojrzenie, które oznacza, że nie należy z nią dyskutować. A tym bardziej świgać czapeczką.
Co ciekawe chusteczka nie napotkała oporu. Może dlatego, że jest tak nienarzucającego się rozmiaru, że jej nie zauważył? ;)
A żeby nie było - Witas zaprezentuje czapę osobiście.
Na fotce widać dziurki po sprutym szwie, może zejdą po praniu, a może nie - nie robi mi to. To czapa na pół sezonu pewnie, pewnie niejedno śwignięcie o glebę jeszcze przed nią, to kto by się tam dziurkami przejmował :)
I w świetle dziennym wraz z całością dzisiejszego outfitu mojego Małego Motila :)
O tak, nie Boby Budowniczowie, nie Ciuchcie Tomki i inne takie, Witas uwielbia motile i chętnie spaceruje przywdziawszy swe brokatowe skrzydełka :)
Choć, rzecz jasna, ideałem jest obserwowanie koparek, naprawianie roweru lub po prostu wkładanie kamieni do rur - w skrzydełkach :)
No to chyba oczywiste jest, że do takich działań niezbędny jest odpowiedni strój, w tym czapa? ;)
A teraz, tytułem chwalenia się i chwalenia męża, mały reportaż pt. Jak mój kąt do szycia wspaniały stał się jeszcze wspanialszy.
Niewiele jest rzeczy, poza mną i jazdą motorem, które mój mąż kochałby tak jak komplety.
Było więc tylko kwestią czasu kiedy, po wymianie kuchni i wymianie mebli w pokoju Witka (o tym w jednym z następnych postów), mąż zabierze się do usunięcia OSTATNIEGO nie-ikeowego mebla z naszego domu (średnio atrakcyjny kontenerek widać tu, po pierwsze był za mały, po drugie - nie pasował).
Dzięki tym czystkom koło naszego współdzielonego stołu stanął w 100% mój kwadraciak, z półkami i szufladkami.
Jest miejsce na burdy (ich część, ale ciii... tego on wiedzieć nie musi)...
... jest w szufladkach na nici...
... i inne przydasie.
Jest jeszcze do rozwiązania kwestia zabezpieczenia maszyn przed kurzem (pokrowce mi się nie widzą, uprzedzam). Na razie jednak cieszę się ich widokiem na sąsiadujących półeczkach :)
Żeby tylko częściej mi się te maszyny chciało odpalać...
No ale nic, nie można mieć wszystkiego - czas na druty też musi być :)
To zmykam do drutów, Blink Blink wchodzi na ostatnią prostą!
przyjemnie się czyta historię przejściowej czapki:) przyjemnie ogląda na młodym Kawalerze:)) a kącik do szycia to wprost marzenie:) w ogóle mieć taki kącik z takim porządkiem:))) póki co mogę pomarzyć:)) choć miło się robi od samego oglądania:)
OdpowiedzUsuńmiłego dnia:)
dzięki :)
Usuńco do porządków - mogę Cię uspokoić, normalnie (tzn. jak szyję) aż tak porządnie tam nie jest :) ale że to nie tylko mój kąt, ale też biuro męża przez kilka dni w tygodniu, to muszę się pilnować i ogarniać po sobie - bo inaczej już on by mi posprzątał... ;)
Twoje felietony zawsze czytam z przyjemnością. Są super do porannej kawy. Komplecik fajny - chętnie przygarnęłabym podobny dla mojego czterolatka, niestety szyć nie umiem;(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam całą waszą trójkę
www.wloczkiwarmii.pl
"felietny" - ech, zaraz mi sodówka do głowy uderzy :)
Usuńnawet jeśli szyć nie umiesz poradzisz sobie - to banalnie proste. jak trzeba przygotuję kursik :)
Chętnie skorzystam z kursu, gdyby Ci się kiedyś chciało taki robić :). Mój syn też rośnie jak szalony, poza tym czapki traktuje dosyć swobodnie :D.
UsuńNo dobra, to postanowione - kurs będzie, tylko muszę nabyć nowe zestawy kolorystyczne dzianin w lumpeksie.
UsuńOgłaszam mobilizację - kupujemy dwa spore podkoszulki w wybranych kolorach. Najlepiej by i przód i tył każde miały szerokość obwodu głowy (na Witka to było 52 cm), to na bank materiału starczy.
Wprawdzie ja szyłam głównie na owerloku, ale myślę, że i bez niego się da :)
Jak się chce, to się wszystko da zrobić :) Uroczy motylek ten Twój synek. A kącik masz rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMotylek wzrusza mnie nieraz niemal do łez, a czasem... doprowadza do łez w sposób zgoła odmienny ;) Ot, taki uroczy :)
Izuss!
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam Twoje dzieła!
Komplet fantastyczny! I to połączenie kolorów :) SUPER!
A jeszcze uśmiałam się przy tym :)
Miło mi :)
UsuńKolory też mnie ujęły od pierwszego rzutu okiem :)
A nie powiem, dobrze mi się pisało wczoraj :)
Uwielbiam Twoje wpisy i cieszę się na każdy z nich :)
OdpowiedzUsuńTen jest taki prawdziwy bo z czapkami dziecięcymi na ten czas jest faktycznie kłopot, sama dziergam z cienkich włóczek dla siostrzeńców.
Witek prezentuje się w stworzonych przez Ciebie uroczo i te skrzydełka :)
Kącik świetny.
Pozdrawiam.
Och! Aż chce się pisać więcej :)
UsuńCienkie włóczki też przerabiam, ale mam wrażenie, że cienki trykot, zwłaszcza podwójny, jednak lepiej chroni przed podmuchami, przez oczka dzianiny drutowej jakoś bardziej wiatr hula ;)
Kącik masz prześliczny!! Mogę wiedzieć jakie wymiary mają maszyny? Zastanawiam się, czy moja się zmieści, czy będę musiała szukać czegoś poza ikea.
OdpowiedzUsuńA pomysł na czapę super :) szkoda, że dopiero raczkuję w temacie szycia, na tyle rzadko (brak kącika), żeby coś pokazywać.
Pozdrawiam :)
Obiecuję dziś pomierzyć i maszyny i wnęki szafki.
UsuńTaka czapa naprawdę dla raczkujących się nadaje :) Serio serio
I zachęcam do pokazywania, to motywuje. I to właśnie już teraz, od początków począwszy. Bo można sobie po latach prześledzić swój rozwój :)
Ale fajnie móc uszyć taką czapkę. To taka mała bzdeta, a kosztuje tak dosyć humorystycznie dużo :D. Poza tym fajnie by było móc sobie spersonalizować. Cieszę się, że zaczęłam oswajać szycie na maszynie, to może kiedyś będę sobie mogła siąść i syna przyodziać :)
OdpowiedzUsuńO jak miło, że nie tylko mnie te ceny zaskakują. Już się bałam, że jesem jakąś szczególną sknerą :)
UsuńSzyj szyj, to świetna i bardzo pożyteczna zabawa :)
Mi najbardziej smutno cenowo, kiedy sobie uświadomię, jak "długo" mój syn śmiga w jednym rozmiarze. :D
UsuńFajnie, że będzie tutorial, akurat mały remanent szafowy jest w planach, więc w sam raz przejrzę zawartość pod kątem materiału na czapę ;).
Zajrzałam tu i uhahałam się po pas. Jesteś kreatywna i pomysłowa. Komplecik bardzo ładny. Pamiętam jak mój dżunior puszczał czapki w glebę (teraz stary koń). Zazdroszczę kącika do szycia. Urzekł mnie Twój ironiczno- przewrotny sposób pisania. Pozdrawiam Jola
OdpowiedzUsuńCóż - tak już mam, że jakoś zwykle w minusy staram się przerobić na plusy, choćby doszukując się w stresujących/wnerwiających/dołujących sytuacjach wątków humorystycznych :) I zwykle - da się :)
UsuńZapraszam do zaglądania częściej :)
Ale piękne miejsce szyciowe. Mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńBo mój mąż to miszcz :)
UsuńJestem zachwycona Twoją czapką! Poważnie. Ja bym nie miała pojęcia jak się do tego zabrać! Kącik do szycia śliczny, oby więcej takich rzeczy w nim powstawało :)
OdpowiedzUsuńNo to będzie okazja się dowiedzieć jak się zabrać, bo planuję kurs :) Mam nadzieję, że uda się go zrealizować w weekend :)
UsuńKącik mam już od dłuższego czasu, więc jest "gdzie". Bardziej problematyczne jest "kiedy" - druty i szycie toczą bój o władzę nade mną. Przy czym przy drutach da się gapić w tv i odmóżdżać, więc wygrywają częściej :)
Super tekst! Normalnie jakbym słyszała kogoś z Poznania :D swojego człowieka :) Będę z pewnością tu zaglądać i zapraszam też do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://madebybenia.blogspot.com/
Tej Ty jesteś z Poznania :D HAHAHA... teraz dopiero zauważyłam :)
UsuńAno jestem, tej ;)
UsuńPozdrawiam :)
Nie wierzę
OdpowiedzUsuńże Witek
Ma już dwa lata z okładem!
To jest ab-so-lut-nie nie-mo-żli-we.
Przecież on dopiero się urodził - no przecież!
:)
Też w to nie wierzę :)
UsuńA z drugiej strony, obserwując na co dzień moje bardzo zdecydowane dziecko, nie wierzę, że kiedyś to była mała bezwolna kluska ;)
Masz słodkiego motyla! *^O^*
OdpowiedzUsuńAż chyba pójdę zrobić jakieś porządki w pracowni, popatrzyłam i się zainspirowałam!... *^o^*
Pamiętam, w jakim szoku był mój szwagier, chłop dwumetrowy i w obwodzie wielki, kiedy wziął do ręki bluzę dla swojego raczkującego synka i popatrzył na cenę. "Przecież to kosztuje tyle co moja wielka bluza!..." *^v^*
I tak właśnie iskry inspiracji przeskakują z głowy do głowy ;)
UsuńJa bardzo doceniam trud szycia dla dzieci, parę takich ciuchów w swoim życiu uszyłam (w tym i kurtkę i płaszczyk) i wiem, że mniejsze nie znaczy łatwiejsze.
Ale takie drobiazgi jak czapki, chustki i szaliki kosztują abstrakcyjnie dużo :)
Cudny kącik do szycia...:)
OdpowiedzUsuń