Zachciało się pachnącego domowego chleba i mi. I choć wiem, że talentu do pieczenia to ja akurat nie mam najmniejszego, zabrałam się do dzieła. Najpierw miałam zamiar działać dokładnie wg Aniowych przepisów, ale okazało się, że kupienie w okolicy mąki razowej graniczy z cudem. Trafiła mi się za to gotowa razowa mieszanka chlebowa, pomyślałam "tym lepiej, nic nie skopię" i nabyłam.
Coś mi się zdawało przy wyrabianiu ciasta, że nie do końca tak ten chleb powinien wyglądać, że suchy jakiś strasznie, ale nauczona wcześniejszymi wypiekowymi modyfikacjami i ich efektami w postaci płynnego sernika postanowiłam nic nie zmieniać. I tylko odczytałam raz jeszcze przepis na opakowaniu upewniając się, że wody i drożdży wzięłam tyle co każą.
Ciasto w końcu jakoś się udało wyrobić, nawet podrosło, w pieczeniu całkiem przyjemny aromat zechciało wydawać. I tylko cały czas mi się zdawało, że jakoś za dużo ciasta w cieście i chleba w chlebie. I wtedy mnie olśniło! Sprawdziłam raz jeszcze... no tak, wszystko się zgadzało poza tym, że miałam wziąć pół a nie całe opakowanie mieszanki!
Wyprodukowałam więc gorącą i pachnącą chlebem cegłę. Ale jaką piękną!

Na ciepło udało się po skibce zjeść. Następnego dnia cegła była już nieprzyswajalna całkowicie :)
Póki co dalszych prób nie planuję ;)