niedziela, 1 lutego 2009

Nie ma jak refleks ;)

Strasznie już dawno Kath zaprosiła mnie do zabawy w zwierzenia. Ponieważ zwierzeniowo jest u mnie dość często ostatnio, to chyba będzie to dobry moment, żeby temat pociągnąć i ostatecznie zakończyć :)

No to wywlekam, pięć (nie do końca ważnych) prawd o sobie:

1. Jestem nienormalna :) Mam chyba jakiś rodzaj nerwicy natręctw. Myję ręce kilkanaście razy dziennie, ubrania w szafce układam wg systemu (nie mówiąc już o trójetapowej selekcji garderoby przy zmianie wystroju szafki z zimowego na letni i odwrotnie ;) ), doniczki na parapecie mam ustawione rozmiarami oraz typem roślin w nich zasadzonych, a numery telefonów zapisuję zawsze wyłącznie w jedynie słusznym układzie 3+3+3 dla komórek i 3+3+2+2 dla stacjonarnych (nawet jeśli zapamiętuję je inaczej). A! I do wszystkiego niemal robię tabelki w excelu ;)

2. Nie tylko prawie nie słucham muzyki, ale jeszcze na dodatek nie chodzę na koncerty - tu akurat wychodzi mój lęk przed tłumami. Ostatnio (czyli półtora roku temu) o mało co poszłam na koncert Ayo ;) Ale A. ostatecznie nie mogła, ja nie miałam kasy i... nie poszłyśmy. Nie macie pojęcia jak mi ulżyło. Na koncercie plenerowym byłam raz, prawie 11 lat temu, i siedziałam tak daleko sceny, że nie wiem czy to się w ogóle jeszcze liczy jako obecność.



3. Uwielbiam pozować do zdjęć. Kiedy nikogo chętnego do cykania nie ma pod ręką pozuję sama sobie. Naprawdę potrafię urządzić sobie całą sesję - łacznie ze zrobieniem specjalnego makijażu (uwielbiam!), doborem stroju i miejsca... Wiem, że to delikatnie podpada pod narcyzm, ale sprawia mi taką przyjemność, że nie potrafię i nie chcę odpuścić ;)

4. Miewam ostre fazy gastronomiczne. Jak mnie najdzie na jedzenie czegoś, gotuję to niemal nałogowo. Kiedyś ciągle robiłam zupę cebulową, później tartę po wiejsku, później (aż do teraz) polędwiczki w śmietanie. No i nieprzerwanie od dzieciństwa pyry z gzikiem :) Gdy wraz z Młodym byliśmy mali i zbliżała się jakaś okazja świąteczna, zapytani co byśmy zjedli, zawsze odpowiadaliśmy chórem "pyry z gzikiem!". Taaa, typowo świąteczne i wykwintne danie ;)

5. Mam zapędy grafomańskie. Jednym z objawów jest ten blog. W założeniu miał być niepisany, ale chyba nie wyszło. Oczywiście pisałam kiedyś pamiętnik (mam wszystkie tomy gdzieś schowane do dziś), pisałam też wiersze (po czym je - ach! jak malowniczo i dramatycznie - spaliłam, na szczęście), popełniłam kilka opowiadanek (też gdzieś je mam, muszę odszukać, pewnie się pośmieję), a ostatnio, nieco przymuszona fortelem przez A., napisałam recenzję książki dla dzieci. Takiej, na którą składa się w sumie kilka zdań. Do poczytania na Strychu.

Niech no ja pomyślę, kto się jeszcze nie spowiadał... Rooda? ;)

Teraz dopiero doczytałam, że wyznań miało być 7... Cóż, ponieważ już z pięcioma miałam problem, to pozostałe dwa sobie odpuszczam :)

Gdyby się okazało, że w tak zwanym międzyczasie zapomniałam jeszcze o jakichś zabawach to proszę się przypomnieć.

5 komentarzy:

  1. Matko, nie wiedzialam, ze pojscie na koncert tak Cię stresuje...ale i tak Cie wyciągnę. Znam jednego przystojnego trębacza:)Dementuję też, że zmusiłam Cię do napisania recenzji, to było w regulaminie konkursu (nie docztałaś!).
    Dodam jeszcze, ze w kwestii Twoich jazd kulinarnych najbardziej w pamięci pozostaje mi codzienne jadanie omletów z pomidorami na śniadanie...ze Ci się chciało robić
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. to fakt - jadałam je dosłownie codziennie chyba przez półtora roku. od trzech lat jadam sporadycznie, głównie jak zawitają goście ;)

    na koncert tego trębacza zawsze chętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta piosenka jest zboczona.
    Oraz irytujaca.

    OdpowiedzUsuń