Z myślą o zimie przygotowuję kompoty kolorów. Konfitury z barw lata zamykam w weka obiektywu.
Dobrze będzie w mroźny, szary wieczór otworzyć taki słoik, dorzucić trochę do gorącej herbaty...
PS. Czyż cynie nie są wystarczającym powodem, by chłodny poniedziałkowy poranek stał się mniej chłodny? A nawet mniej poniedziałkowy ;)
Uwielbiam kwiaty,a te kolory...przepyszne.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa jestem z tych zimnolubnych, ale mimo to uważam, że zdjęcia są przepiękne!
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba opis do zdjęć... i wiem, że przegnę jak napiszę, że zachciało mi się choinki ;)
OdpowiedzUsuńCynie zawsze kojarzyły mi się z początkiem jesieni;taki trochę sentymentalny stosunek do nich mam,ze względu na Babcię,która je kochała i zawsze mnóstwo było w ogródku[a potem w wazonach oczywiście]
OdpowiedzUsuńZdjęcia są śliczne- taką złotą jesień na nich widać[czego nie można powiedzieć o tym,co za oknem]
Śliczne zdjęcia Iza, takie proste kwiatki, a jak ładnie można je pokazać. Jednego ubyło ;-)
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia, cudny opis. wyłudzę od Ciebie jeden słoik głęboką zimą ;)
OdpowiedzUsuńTakie wlasnie cynie mialam w bukiecie slubnym:) Dokladnie dzisiaj mija nasza stalowa rocznica...
OdpowiedzUsuńAż się cieplej robi... smakowicie wygląda :)
OdpowiedzUsuń