środa, 2 listopada 2011

Orzechowo

Jakiś czas temu, za sprawą Brahdelt, zaczęłam trochę baczniej przyglądać się swoim kosmetykom. Później,szukając w necie pestek gorzkiej moreli, trafiłam w sklepie internetowym na orzechy. A że czytałam kiedyś jakąś wzmiankę o nich u CU@5, drogie nie były i miałam zakupową wenę (znacie to? taki dzień, kiedy po prostu człowiek musi COŚ sobie kupić...) - kupiłam. Kilogram. Tak w moje życie wkroczyły indyjskie orzechy piorące.


Przyjechały, obejrzałam, poszukałam w necie informacji jak z nich korzystać i mnie zastopowało. Bo konieczny był mały lniany woreczek, taaaa... czyli szycie. A z maszyną mi było nie po drodze. Dopiero po miesiącu odkryłam (a w zasadzie ktoś przede mną to odkrył), że woreczek jest w zestawie :)

Zaczęło się orzechowe pranie. Początkowo podchodziłam do nich mocno sceptycznie: no bo np. kwestia płukania. Nie znalazłam nigdzie informacji, że przed rozpoczęciem programu płukania orzechy trzeba wyjąć. A skoro zostają w środku - to czy pranie po wyjęciu nie będzie się pienić? Otóż nie, nie pieni się. A pranie jest, hmmm..., ok. W zasadzie bez zapachu, czyste (ale też nie testowałam na ciuchach ostro zaprawionych; swoją drogą - problemy z reklam, takie jak wieeelkie plamy, czarne skarpety itd. jakoś są mi obce), ale przede wszystkim - bardzo fajnie miękkie. Może nie tak jak po użyciu zmiękczacza, ale przyjemne. Czeka mnie jeszcze testowanie na bieli, w połączeniu z sodą. Czy do tego celu kupię kolejne opakowanie? Nie wiem. Na razie entuzjazm umiarkowany. Ale na przekonanie się mam sporo czasu: pół kilograma, które sobie zostawiłam, to całkiem spory woreczek. Tymczasem do jednego wsadu prania używa się ok 8 połówek orzechów, i to kilka razy (ok 3), więc mój zapas starczy pewnie na jakieś pół roku albo i lepiej :) Co mnie przekonuje to ich ekologiczność. Ostatni wakacyjny wyjazd, do domku gdzie wodę nosiło się ze studni, uświadomił mi jak potworne ilości wody codziennie zużywamy do celów domowych, wpuszczając wraz z nią do kanalizy chemię.

Dobra, zaczęłam jednak od kosmetyków. Zatem to rzeczy :)
Po przeszukaniu sieci okazało się, że pranie to tylko jedno z zastosowań orzechów, nadają się niemal do wszystkiego. Mnie najbardziej zaciekawił orzechowy szampon.
Na włosy można ponarzekać zawsze, ja w zasadzie swoje lubię, niestety od dość dawna sama robiłam im krzywdę. Chcąc ograniczyć naturalne przetłuszczanie używałam coraz ostrzejszych szamponów. Efekt? Włosy były z jednej strony suche, okropnie trudne do rozczesania (dlatego też tak chętnie je ścinałam), a przetłuszczały się jak dawniej, albo i lepiej... Ułatwieniem w rozczesywaniu bywała odżywka, powodująca jednak straszliwe oklapnięcie i strąkowacenie włosów. Postanowiłam spróbować orzechów :)


Łupiny ok 8 orzechów przez 10 min. gotowałam w pół litra wody. Po ostudzeniu przecedziłam przez bawełnianą ściereczkę...


... i uzyskałam ok 300 ml "szamponu".


Dziś był pierwszy test. Wrażenia? Różne :) Najdziwniejsze jest to, że szampon w ogóle się nie pienił - trudno odzwyczaić się od łączenia w myślach piany w efektem mycia. Niestety - sam zapach nie jest szczególnie przyjemny, ale też niezbyt intensywny, da się przeżyć (podczas gotowania był znacznie gorszy). Choć przed myciem włosy były dość tłuste, a piany nie było, po spłukaniu są czyste - więc działa. Mam też wrażenie, że są, tak tak, już po jednym myciu, mocniejsze. No i zero problemu z rozczesaniem. Po wysuszeniu (suszarką, pewnie lepiej by było gdyby wyschły naturalnie, ale i tak jestem lekko podziębiona, wolę tego nie pogłębiać) są puszyste, lekkie, ale nie spuszone. Gładkie. Najlepsze określenie to chyba... naturalne.
Na jedno mycie zużyłam dość sporo, bo ok 1/4 przygotowanego wywaru. Ale: nie oszczędzałam, zafundowałam sobie 3 mycia (teraz dopiero przeczytałam na wizażu, że powinnam trzymać wywar na włosach dłużej...), poza tym w szamponie nie ma konserwantów, więc zbyt długo nie można go przechowywać, sądzę, że 3-4 dni to max, czyli akurat. No i jest plus - jeśli pojawią się wątpliwości, czy szampon jeszcze jest ok - można go użyć do czyszczenia, w zasadzie czegokolwiek, choćby brodzika i umywalki. Tak samo bowiem przygotowuje się uniwersalny środek czyszczący :)

Podobno łupinki po zagotowaniu tracą swoje właściwości (nie dzieje się tak w temperaturze poniżej 60° C, dlatego prać można wielokrotnie), ale moje po wyjęciu się pieniły, więc planuję spróbować z tymi samymi raz jeszcze. Na razie się suszą :)




Orzechowa rewolucja oficjalnie rozpoczęta :) 
A więcej o tym jak o do czego można stosować orzechy znajdziecie, m.in., tu.

Swoją drogą, ostatnio coraz bardziej pociąga mnie eko-świat, odejście od drogeryjnych kosmetyków i chemii. Jestem w tym, oczywiście, MEGA niekonsekwentna, z wielu rzeczy nie umiem (albo nie chcę) zrezygnować, ale kilka sprawdza się całkiem fajnie. Więc po umyciu głowy orzechami oczyściłam twarz metodą OCM :)

14 komentarzy:

  1. Przede wszystkim gratuluję wkroczenia w świat świadomego konsumenta :-)! Ja orzechy stosuję głównie do zwykłego i delikatnego prania, bielizny, rzeczy dziecięcych, bo nic a nic nie podrażniają! I faktycznie na początku dziwi brak piany, jednak to nie o pianę w praniu chodzi!A do tak zwanych hard-corów stosuję ekologiczne proszki, typu ecover, sodasan. Duże psiaki dużo brudzą i orzechy niekoniecznie sobie z tymi zabrudzeniami radzą, ale orzechy to must-have!

    OdpowiedzUsuń
  2. Używam tych orzechów do prania od około miesiąca (ktoś mi podarował cały worek), i mam podobne wnioski - rzeczy są czyste (jako pierwsze poszły do pralki długie kremowe spodnie z zabłoconymi dołami nogawek, wyszły czyściutkie), miękkie, nie mają w zasadzie żadnego zapachu a raczej taki zapach świeżości, który zostaje na dłużej podczas noszenia. Muszę się wreszcie zmobilizować i wypróbować orzechy jako szampon, bo jestem ciekawa efektów. (tylko to gotowanie, studzenie... ~^^~)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze że Ci te orzechy odpowiadają,bo ja mam je już prawie rok i leżą bo w nich prałam i wcale nie byłam zadowolona ,może przez parę prań tak .ale teraz już nie .Nawet w zmywarce wcale się nie sprawdzają.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa idea :) Ale raczej nie spróbuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem. Słyszałam o tych orzechach juz ponad rok temu, ale nigdy nie odważyłam się kupić. Przekonałaś mnie jednak :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeśli chodzi o włosy, to ja także naczytałam się o tym czego to producenci dodają do chodliwych szamponów i jak to paskudnie działa, a że obecnie moja czupryna jest w fasie odbudowy (po utracie 2/3 włosów w wyniku przewlekłego stresu, powoli wychodzę na prostą) zakupiłam szampon babydream i delikatną odżywkę i jest całkiem nieźle, zaczęłam też pić drożdże- super działa.
    No i baaaaardzo zaintrygowałam się metodą OCM- jest za późno ale w najbliższym czasie nawiedzę aptekę i drogerię i kupię co trzeba :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja poczytałam i zaryzykowałam - kupiłam i nie zawaham się ich użyć.
    W końcu za 1 kg zapłaciłam wraz z przesyłką 25 zł więc ryzyko minimalne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Również przechodzę swoistą fascynację eko. Orzechów jeszcze nie próbowałam, ale mam zamiar w najbliższym czasie :)
    P.s. mam nadzieję, że OCM sprawdza się u Ciebie tak dobrze jak u mnie :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę sie skusić na orzechowy szampon. Od lat mam bardzo wrażliwa skórę głowy i niewiele szamponów mi służy. Czy dobrze zrozumiałam, że do przygotowania szamponu używa sie tych samych orzechów co do prania?
    Zainspirowana wpisami Brahdelt nt. pielęgnacyjne zaczęłam stosować metodę OMC i jestem bardzo zadowolona

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa orzechowa idea - tym bardziej, że bankrutuję na proszki i płyny do prania (niby dwie osoby w domu, w błocie się nie tarzamy, a pranie codzienne - ciuchy po siłowni, po bieganiu, po spaniu, pracy, gotowaniu z fantazją ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Eko jest spoko :) a do orzechów dołożyłabym kilka kropel jakiegoś cacy olejku eterycznego (wedle gustu i potrzeb biologicznych, rzecz jasna) bo dają nienachalne pachnienie a i dodatkowe właściwości posiadają.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie też to jakoś nie bierze, sceptyk jestem. Te orzeszki na myśl mi przywiodły... Gabon. Pozdrawiam :-))

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie od roku używam orzechów do prania i jestem bardzo zadowolona, ale, ale.... niestety moim zdaniem nie sprawdzają się w praniu jasnych rzeczy, może czegoś nie doczytałam, może coś źle robię ??
    Zapach rzeczywiście jest dziwny, ale po wyschnięciu, ta świeżość jest cudna.

    OdpowiedzUsuń
  14. wariatka...:*
    umyjesz mi głowę u Ciebie?!

    OdpowiedzUsuń