czwartek, 19 lutego 2009
Poddałam się i lecę...
Oczekującym, jeśli w ogóle jeszcze we mnie wierzą, obiecuję troszkę chociaż w weekend pocrafcić. Chłopaki pewnie będą grać (w co, to już naprawdę nie ma dla nich znaczenia ;) ) i powinnam mieć trochę czasu :)
A dziś dostałam cosie do cosia, więc szanse rosną...
środa, 11 lutego 2009
wtorek, 3 lutego 2009
Miało być inaczej
Miał być od razu tutek. Ale taaaak mi się nie chce ;)
Wrzucam zatem tylko foty prezenciku, który machnęłam dla Porannej przy okazji wspominanej już kolorowej wymianki.
Prezencik w brązach i pudrowych różowościach (wraz ze szczyptą innych kolorków) to minialbumik (8x6x1 cm) - np. na fotki bliskich albo na minizapiski.





Więcej (i to dużo wiecej) fot w SEGREGATORZE.
Wrzucam zatem tylko foty prezenciku, który machnęłam dla Porannej przy okazji wspominanej już kolorowej wymianki.
Prezencik w brązach i pudrowych różowościach (wraz ze szczyptą innych kolorków) to minialbumik (8x6x1 cm) - np. na fotki bliskich albo na minizapiski.





Więcej (i to dużo wiecej) fot w SEGREGATORZE.
niedziela, 1 lutego 2009
Nie ma jak refleks ;)
Strasznie już dawno Kath zaprosiła mnie do zabawy w zwierzenia. Ponieważ zwierzeniowo jest u mnie dość często ostatnio, to chyba będzie to dobry moment, żeby temat pociągnąć i ostatecznie zakończyć :)
No to wywlekam, pięć (nie do końca ważnych) prawd o sobie:
1. Jestem nienormalna :) Mam chyba jakiś rodzaj nerwicy natręctw. Myję ręce kilkanaście razy dziennie, ubrania w szafce układam wg systemu (nie mówiąc już o trójetapowej selekcji garderoby przy zmianie wystroju szafki z zimowego na letni i odwrotnie ;) ), doniczki na parapecie mam ustawione rozmiarami oraz typem roślin w nich zasadzonych, a numery telefonów zapisuję zawsze wyłącznie w jedynie słusznym układzie 3+3+3 dla komórek i 3+3+2+2 dla stacjonarnych (nawet jeśli zapamiętuję je inaczej). A! I do wszystkiego niemal robię tabelki w excelu ;)
2. Nie tylko prawie nie słucham muzyki, ale jeszcze na dodatek nie chodzę na koncerty - tu akurat wychodzi mój lęk przed tłumami. Ostatnio (czyli półtora roku temu) o mało co poszłam na koncert Ayo ;) Ale A. ostatecznie nie mogła, ja nie miałam kasy i... nie poszłyśmy. Nie macie pojęcia jak mi ulżyło. Na koncercie plenerowym byłam raz, prawie 11 lat temu, i siedziałam tak daleko sceny, że nie wiem czy to się w ogóle jeszcze liczy jako obecność.
3. Uwielbiam pozować do zdjęć. Kiedy nikogo chętnego do cykania nie ma pod ręką pozuję sama sobie. Naprawdę potrafię urządzić sobie całą sesję - łacznie ze zrobieniem specjalnego makijażu (uwielbiam!), doborem stroju i miejsca... Wiem, że to delikatnie podpada pod narcyzm, ale sprawia mi taką przyjemność, że nie potrafię i nie chcę odpuścić ;)
4. Miewam ostre fazy gastronomiczne. Jak mnie najdzie na jedzenie czegoś, gotuję to niemal nałogowo. Kiedyś ciągle robiłam zupę cebulową, później tartę po wiejsku, później (aż do teraz) polędwiczki w śmietanie. No i nieprzerwanie od dzieciństwa pyry z gzikiem :) Gdy wraz z Młodym byliśmy mali i zbliżała się jakaś okazja świąteczna, zapytani co byśmy zjedli, zawsze odpowiadaliśmy chórem "pyry z gzikiem!". Taaa, typowo świąteczne i wykwintne danie ;)
5. Mam zapędy grafomańskie. Jednym z objawów jest ten blog. W założeniu miał być niepisany, ale chyba nie wyszło. Oczywiście pisałam kiedyś pamiętnik (mam wszystkie tomy gdzieś schowane do dziś), pisałam też wiersze (po czym je - ach! jak malowniczo i dramatycznie - spaliłam, na szczęście), popełniłam kilka opowiadanek (też gdzieś je mam, muszę odszukać, pewnie się pośmieję), a ostatnio, nieco przymuszona fortelem przez A., napisałam recenzję książki dla dzieci. Takiej, na którą składa się w sumie kilka zdań. Do poczytania na Strychu.
Niech no ja pomyślę, kto się jeszcze nie spowiadał... Rooda? ;)
Teraz dopiero doczytałam, że wyznań miało być 7... Cóż, ponieważ już z pięcioma miałam problem, to pozostałe dwa sobie odpuszczam :)
Gdyby się okazało, że w tak zwanym międzyczasie zapomniałam jeszcze o jakichś zabawach to proszę się przypomnieć.
No to wywlekam, pięć (nie do końca ważnych) prawd o sobie:
1. Jestem nienormalna :) Mam chyba jakiś rodzaj nerwicy natręctw. Myję ręce kilkanaście razy dziennie, ubrania w szafce układam wg systemu (nie mówiąc już o trójetapowej selekcji garderoby przy zmianie wystroju szafki z zimowego na letni i odwrotnie ;) ), doniczki na parapecie mam ustawione rozmiarami oraz typem roślin w nich zasadzonych, a numery telefonów zapisuję zawsze wyłącznie w jedynie słusznym układzie 3+3+3 dla komórek i 3+3+2+2 dla stacjonarnych (nawet jeśli zapamiętuję je inaczej). A! I do wszystkiego niemal robię tabelki w excelu ;)
2. Nie tylko prawie nie słucham muzyki, ale jeszcze na dodatek nie chodzę na koncerty - tu akurat wychodzi mój lęk przed tłumami. Ostatnio (czyli półtora roku temu) o mało co poszłam na koncert Ayo ;) Ale A. ostatecznie nie mogła, ja nie miałam kasy i... nie poszłyśmy. Nie macie pojęcia jak mi ulżyło. Na koncercie plenerowym byłam raz, prawie 11 lat temu, i siedziałam tak daleko sceny, że nie wiem czy to się w ogóle jeszcze liczy jako obecność.
3. Uwielbiam pozować do zdjęć. Kiedy nikogo chętnego do cykania nie ma pod ręką pozuję sama sobie. Naprawdę potrafię urządzić sobie całą sesję - łacznie ze zrobieniem specjalnego makijażu (uwielbiam!), doborem stroju i miejsca... Wiem, że to delikatnie podpada pod narcyzm, ale sprawia mi taką przyjemność, że nie potrafię i nie chcę odpuścić ;)
4. Miewam ostre fazy gastronomiczne. Jak mnie najdzie na jedzenie czegoś, gotuję to niemal nałogowo. Kiedyś ciągle robiłam zupę cebulową, później tartę po wiejsku, później (aż do teraz) polędwiczki w śmietanie. No i nieprzerwanie od dzieciństwa pyry z gzikiem :) Gdy wraz z Młodym byliśmy mali i zbliżała się jakaś okazja świąteczna, zapytani co byśmy zjedli, zawsze odpowiadaliśmy chórem "pyry z gzikiem!". Taaa, typowo świąteczne i wykwintne danie ;)
5. Mam zapędy grafomańskie. Jednym z objawów jest ten blog. W założeniu miał być niepisany, ale chyba nie wyszło. Oczywiście pisałam kiedyś pamiętnik (mam wszystkie tomy gdzieś schowane do dziś), pisałam też wiersze (po czym je - ach! jak malowniczo i dramatycznie - spaliłam, na szczęście), popełniłam kilka opowiadanek (też gdzieś je mam, muszę odszukać, pewnie się pośmieję), a ostatnio, nieco przymuszona fortelem przez A., napisałam recenzję książki dla dzieci. Takiej, na którą składa się w sumie kilka zdań. Do poczytania na Strychu.
Niech no ja pomyślę, kto się jeszcze nie spowiadał... Rooda? ;)
Teraz dopiero doczytałam, że wyznań miało być 7... Cóż, ponieważ już z pięcioma miałam problem, to pozostałe dwa sobie odpuszczam :)
Gdyby się okazało, że w tak zwanym międzyczasie zapomniałam jeszcze o jakichś zabawach to proszę się przypomnieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)