Dobra, ejber ze mnie żaden, bo ani "mężczyzna", ani postura nie ta... Ale dla mnie ejber to przede wszystkim rojber. A postawę na pierwszej focie mam iście kozacką, więc niech tam ;) Poza tym ejbry zwykle stoją w "nieciekawej okolicy", jako i ja :)
Niesiona falą Waszych pochwał za kieckę i zachęcona piękną wiosną dokoła cyknęłam (używając do tego celu jak zwykle męża i jego niewyczerpanych pokładów cierpliwości) kolejną sesję plenerową. Garażową ;)
Garaż nie nasz, ale staram się ostatnio poskromić cztery kółka (jedno z tzw. Wyzwań Jesiennych Izy), więc jest w temacie ;)
I za nic miałam zdziwione spojrzenia nielicznych spacerowiczów gdy wyginałam swe ciało w promieniach słoneczka, bo rozpierała mnie duma i radość - oto Sto Lat Dziergany został wreszcie Udzierganym!
Historia tego swetra jest dłuuuuga i mało fascynująca (głównie wydłużało ją moje lenistwo i brak zapału do wydziergania drugiego, baaardzo długiego rękawa), dość powiedzieć, że na samą włóczkę zamówioną w zwykle ekspresowej e-dziewiarce przyszło mi czekać koło miesiąca bo kompletowały się inne motki, które w tym zamówieniu były (oczywiście za mą zgodą, e-dziewiarka grzecznie mnie o cierpliwość poprosiła telefonicznie głosem przemiłym męskim).
Później dziergało się całkiem miło, choć robienie sweterków ściśle wg opisów to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej... Ale dla Effciowego Ruby Tuesday zrobiłam wyjątek i modyfikacji nie było. Do momentu gdy doszłam do zamknięcia oczek na dole...
Sweterek dziergałam w wersji ekstremalnie dopasowanej. Żebym w ogóle się mogła w nim zapiąć konieczne było utrzymanie elastyczności brzegu ściągacza. Metod elastycznego zamykania - milion. I żadna mi się nie podobała... Aż trafiłam na tzw. włoskie zamykanie oczek (inaczej tubular bind off). To był strzał w dziesiątkę!
Wprawdzie początkowo stwierdziłam, że w życiu nigdy nie uda mi się tej metody opanować, bez szans. Ale nie poddałam się i voila! Jest on, najpiękniejszy brzeg na świecie. Cudownie elastyczny i wracający do wersji ciasnej.
Teraz śmigam igłą już tak sprawnie, że nawet zamknięcie mankietów na okrągło nie stanowiło żadnego problemu :) I jest, jak mówią na filmikach, "sssssoł streczi" :)
Włoczka - Babyalpaca Silk DROPS'a - początkowo nie pałałam do niej miłością. W trakcie roboty sweterek był owszem miękki, ale przede wszystkim kłaczący i gryzący. Po blokowaniu - bajka. Pięknie trzyma formę, lekko lśni. I grzeje! Słoneczko wczoraj wprawdzie też dawało radę, ale i sam sweterek zadbał o to bym nie zmarzła.
No i oczywiście problem - poza strasznie się dłużącymi rękawami - największy. Guziczki. Nienawidzę kupowania guziczków :) Nigdy nie ma takich jakie sobie umyślę. Poza tym, przy dwunastu dziurkach, a tylu dorobiłam się w moim sweterku, potrafią wygenerować całkiem okrągłą sumkę do zapłaty ;)
Na szczęście tym razem znalazłam coś, co po przyszyciu mnie nie rozczarowało. I nawet trzyma się w dziurkach.
Na koniec, dla wytrwałych, metryczka. Oto mój Puder w detalach:
model: Ruby Tuesday by Effcia
włóczka: Babyalpaca Silk, kolor 3125 (gaciowy róż, przez niektórych zwany, eufemistycznie, pudrowym)
druty: KP 3,5 i 3,0 (ściągacze)
Kocham go <3 br="">
Jest piękny.
Jest miękki i przytulny.
Pasuje do wszystkiego (mam w tej chwili na sobie mój Puder w wersji biurowej).
Daje mi ciepło.
Daje poczucie luksusu (to najlukśniejsza włóczka z jakiej dotąd dziergałam; moja miłość do Medusy nieco przybladła...).
A teraz dziergam koralikowy sznur, który połączy sukienkę i sweterek. O.