czwartek, 14 kwietnia 2016

Zima zima i po zimie

No dobra, czas się ostatecznie rozprawić z tegorocznym Zimowym Dzierganiem vol. 1 (vol. 2 będzie pewnie po wrześniu).
Jak wspominałam cała metkoszajba zaczęła się od tego, że - zupełnie dla siebie niespodziewanie - zaczęłam się sprzedawać. A wszystko przez Moher. I przez ich wybór włóczek Alize, które uwielbiam (bo przyzwoita jakość, dobre kolory i cena).
Najpierw kupiłam motek na czapę fioletową. Dziergało się fajnie i - zamierzając model powtórzyć - zaszłam do Moheru i... kupiłam motek czegoś zupełnie innego. Tzn. też Alize, też Lanagol, ale nie Plus.
No i ta grubość mniej gruba i kolor cudnego, chłodnego, "skandynawskiego" beżu od razu mnie poniosły w stronę warkoczy.


Tak tak, dobrze widzicie - to ta sama plecionka co na czarnym komplecie. A w zasadzie - na czarnym komplecie jest ta sama co tu :)
Czapkę worek uzupełnia szary delikatny pompon, który dostałam od koleżanki. Rozmontowałam w domu i dzięki temu teraz już wiem, że taki pompon to nic innego niż kwadrat (ok 12x12 cm) ściągnięty na brzegach i wypełniony ścinkami. Ten przy czarnym komplecie był już mojej produkcji.

Czapka znalazła nabywcę w ciągu pół godziny od zaprezentowania jej w biurze :)
I jesienią będę do niej dorabiać jakiś komin, pewnie w miksie tego beżu z szarością. Mam też koncept, żeby przy tej okazji nauczyć się czegoś nowego, np. wzorów dwustronnych. Gdzieś nawet kiedyś widziałam taką sprytną czapkę, ale teraz nie mogę jej namierzyć...


Przy tej samej wizycie kupiłam także kolejny motek Alize: tym razem grubaśną (jak Lanagold Plus) Superlanę Maxi (75% wełna, 25% akryl). A nawet dwa motki, na czapkę i mały komin.


To była już powtórka z rozrywki, ale możecie zobaczyć jak wzór "kryształków" ładnie daje się redukować przy czubku głowy.


W ogóle uważam, że jest bardzo efektowny. Szczególnie dobrze prezentuje się na grubych, mięsistych, elastycznych włóczkach.


No i krótki komin - też moje tegoroczne odkrycie. Zawsze robiłam kominy raczej obszerne (albo do owijania się, jak ten, albo wąskie i długie "rękawy" do zbluzowania/drapowania, jak taki jeden szary, który tu nigdy nie trafił, choć chodziłam w nim cały ubiegły sezon). Aż w końcu odkryłam, że mam z nimi więcej problemów niż z nich pożytku. Bo równie dobrze chronią i grzeją kominy krótkie, jak golf. I znacznie łatwiej je zdyscyplinować pod kurtką.


No to jeszcze kilka zdjęć "na plaskacza".


<3 br="" plecionk="" t="">


Tu widać, że we wzorze jest mały "byk", ale jego urok polega tez na tym, że takie pomyłki giną.


Cicik :)


Czy ja muszę pisać, że włoskie nabieranie oczek przy czapkowych ściągaczach to absolutne must-do? Nie?
Ale napiszę - tak, o ile włóczka jest odpowiednio elastyczna. Przy sznurkach lepiej sprawdzają się inne metody, o czym niebawem :)


No i łapka.
Bo łapki są fajne. Ale to właśnie przy tym komplecie poczułam, że jednak bym wolała przyszyć blaszkę ze swoim podpisem.


A komplet poleciał na Północ, do pewnej przesympatycznej Katarzyny :)


Tym samym ostatecznie rozprawiam się z zimą. No, przynajmniej w kwestii czapek :)
Aczkolwiek wiosna tak nas rozpieszcza, że coś ciepłego jeszcze się tu pojawi. Niebawem.

4 komentarze:

  1. Piękności ! Wspaniałe czapki. Cudna mieszanka wzorów i kolorów :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne czapkowe cudeńka. Kolory śliczne i włoski sposób na krawędź czapki to absolutny hit! Nie wiem jak mogłyśmy dawniej robić czapki inaczej!Pozdrawiam druciarsko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda?
      Jest kilka takich technik - włoskie nabieranie i zamykanie, raglan od góry, magic loop, skrócone rzędy - o których mojej babci się nie śniło, a bez których ja dziś nie wyobrażam sobie dziergania...
      Dziwne, bo mogłoby się wydawać, że nie da się nic wymyślić "nowego" w przerabianiu oczek ;)

      Usuń