środa, 31 sierpnia 2011

origEMI, czyli Ormiańska Księżniczka

UWAGA: znów przynudzę zdjęciami! Ale tym razem to wszystko wina Em, która zrobiła miliardy zdjęć, a jedno piękniejsze od drugiego ;)
Przewinięcie strony w dół grozi też porażeniem piorunującą dawką różu :)

Dobra, ostrzegałam :) To teraz do rzeczy.


 Czas temu jakiś, mniej więcej w połowie sierpnia, Em poprosiła mnie o czapeczkę dla Emi. Ale miała to być czapeczka specjalna, taka, która nie będzie dziecięciu właziła w oczy. I szydełkowa. Kwestie pozostałe, w tym kolory, Em zostawiła mi.
Wybrałam się zatem w odwiedziny robocze do przyszłej właścicielki, wychodząc z założenia, że najlepiej się działa mając modela pod ręką. A zaopatrzyłam się w dwa motki kupionej wieki temu Alminy, w kolorach wściekle i przesłodko różowym. 
Modelka nie marudziła podczas przymiarek, szydełko sunęło równo, więc podczas kilkugodzinnej wizyty na miejscu powstała czapeczka. 
Na plaskacza wygląda tak:


A na dziecięciu - tak:


Z bliska widać, że przód został "wymodelowany" kombinacją słupków, półsłupków i oczek ścisłych:


Efekt zamierzony został osiągnięty!

Sama czapka jednak, ze względu na orgiastyczne kolorki, nie do wszystkiego pasowała. Więc korzystając z nadarzającej się okazji do obdarowywania, zrealizowałam projekt, który kusił mnie od dawna. I z pozostałych dwóch motków (tak plus minus) Alminy, na najbardziej ostatnio eksploatowanych drutach, 2,5 mm wydziergałam origEMI, czyli Baby Surprise Jacket wg wzoru pani Elizabeth Zimmermann.


Sweterek robiłam oczywiście "na oko" opierając się na opisach znalezionych w sieci, głównie tu.
Ma nietypową konstrukcję, dzierga się go w jednym kawałku i na końcu (ale przed zszyciem) wygląda tak. Później trzeba chwilę pokombinować "jak to złożyć?" - stąd "moja" jego nazwa, bo bardzo mi się kojarzył z papierowymi składankami. O konstrukcji jeszcze będzie bliżej.
Wbrew moim obawom po pierwsze - trafiłam z rozmiarem, a po drugie - sweterek nie krępuje ruchów, mimo że jest "kwadratowy". Dowody? Bardzo proszę :)




Widzicie jaka zadowolona?


No to wracamy do konstrukcji. Jedyny szew to szew ramion/rękawów. Postanowiłam go więc nieco wyeksponować. Od wewnątrz "zszyłam" robótkę oczkami oczkami ścisłymi, przechodząc płynnie do obrobienia brzegów przodów i dekoltu.


Na prawej stronie "szew" wygląda tak.


Jak widzicie paski na przodzie i tyle układają się inaczej, to właśnie "wina" konstrukcji.


Ja zresztą jeszcze je urozmaiciłam dając jako wierzch lewą stronę robótki - bo podobała mi się dużo bardziej. Ale sweterek nadal może być noszony na stronę dowolną.


A na zakończenie dane techniczne:
czapka Emi
Model: własna improwizacja
Włóczka: Almina w dwóch kolorach, łącznie niecały motek
Szydełko: 2,5 mm

sweterek origEMI
Model: Baby Surprise Jacket



Włóczka: ta sama Almina, łącznie ok 1,5-2 motków
Druty: KP 2,5 mm

No to jeszcze rzut oka na całość ;)



Czy widząc ten zestaw ktoś ma wątpliwości dlaczego Emi została okrzyknięta Ormiańską Księżniczką?? ;)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Szary-mary, hokus-pokus!

Ach, gdybyż się tak dało niekiedy przyspieszyć drutowanie... Zwłaszcza takiemu na "patyczkach" 2,5 by się to przydało, nie? ;)

Niestety nikt jeszcze takich przyspieszających czarów nie wymyślił. I niekiedy dzierganie ciągnie się wręcz niemiłosiernie. Jeśli w dodatku wzór to prawie same gładkie (no, z odrobiną ażurku), kolory mało urozmaicone, a rozmiar to wyjątkowo nie XS to można stwierdzić, że w sweterku nic magicznego nie ma. A jednak. Coś w nim wyjątkowego jest - to pierwszy sweterek dla Mamy jaki zrobiłam. Wiem wiem, wstyd, nie powinnam się przyznawać. Ale prawda jest taka, że nie tylko mnie, ale i Mamie jakoś do takiego projektu nie było po drodze. A jakiś czas temu (tiaaa.. na początku roku ;) ) usiadłyśmy i nie tylko, że w ogóle ma być, ale też w jakich kolorach i fasonie udało nam się ustalić, na jednym posiedzeniu! :) Więc jednak - magia!
Później było już oczywiście mniej magicznie, bo dziergałam go przez prawie 4 miesiące (co udało mi się ustalić wyłącznie dzięki notatkom w ravelry, mam wrażenie, że trwało to znacznie dłużej).
Jeszcze później było kilka kombinacji, bo oczywiście wzór wzorem, a mój pomysł poszedł swoją drogą. Ale ostatecznie powstał! I został zaakceptowany! (a Mama należy do gatunku Mamus Niewylewnus ;) za co też ją uwielbiam). I nawet nie protestowała przeciwko roli modelki!

Oto on!


Model: zmodyfikowany model 17 (inny dekolt, inna włóczka, inne rękawy, inny ścieg karczku, brak kieszeni, inne wymiary...) z gazetki Sandra 6/2010
Włóczka: Virginia w kolorach Z-1 i T-2, odpowiednio 2 i 1,5 motka
Druty: KP 2,5 mm, szydełko 3,5 mm


To z założenia "mały sweterek", dopasowany, do narzucenia na t-shirt latem lub golfik zimą. Nie ma zapięcia, bo jakoś nie potrafiłyśmy zdecydować czy i jakie ma być. Na razie jest więc na agrafkę, a w razie co - można dorobić :)
Ażurek na połączeniu dołu i karczku pięknie się prezentuje na tle wybranej przez Mamę niebieskości.


Nowością dla mnie było zrobienie rękawów wrabianych od góry, rzędami skróconymi. Bałam się trochę tej metody, ale przeczytałam raz jeszcze opis u Fiubzdziu i poszło! Jak chyba wszystkie dziergaczki, które spróbowały - pokochałam tę metodę.


I jeszcze kilka zdjęć na "plaskacza", pokazujących model w całości


I raz jeszcze początek rękawków - strasznie mi się to podoba 



Ramiona zszyte tradycyjnie - ale to jedyne szwy w tym sweterku


Wszystkie brzegi wykończone są plisą w ząbki. Na przodach i dekolcie oczka nabrane są z brzegu i po wyrobieniu odpowiedniej wysokości plisy i zamknięciu oczek plisa jest "przyszyta" szydełkiem.



Mnóstwo z nim było roboty, ale efekt mi się bardzo podoba. I chyba polubiłam takie ściubolenie małymi drutkami, następny "projekt" też powstał na 2,5. A teraz przesiadłam się na czwórki i jest mi jakoś dziwnie :)

A teraz zapraszam na deser. Ciasto wprawdzie "nie pierwszej świeżości" ;) bo zdjęcia powstały jakieś 3 tygodnie temu, tylko z pokazaniem jakoś się nie złożyło. Ale było bajecznie pyszne. No i musiało być proste, skoro nawet mi się udało, przy moim nieortodoksyjnym podejściu do trzymania się proporcji (odchodzę od oryginału dokładnie tak jak przy dzierganiu). Zasadniczo "przepis" stąd.



A sezon na śliwki chyba jeszcze trwa, nie? To smacznego :)

piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdanie u Theli

(strasznie mi się ostatnio ta nazwa, znaleziona na blogach kosmetycznych, spodobała :) )




Theli mówi, że czerwonego nie lubi. Po co się ma męczyć? Ja lubię bardzo :) A jak wygram, to może się wreszcie z Theli spotkamy, w końcu Poznań nie taki ogromny ;)

sobota, 20 sierpnia 2011

WAC 6/III - album Nayanki

Po pierwsze uspakajam - jestem, żyję. Coś tam nawet dziergam. Coś tam nawet mam skończone i sfotografowane, pokażę niebawem :) Ale najpierw obiecałam ciąg dalszy zmagań z WAC.

Niemal dwa lata po wyprodukowaniu prezentuję album Nayanki. To już przedostatni, który mam do pokazania. Album Ggagatki (7/III) do mnie nie dotarł.

Nayanka (tu blog bardziej craftowy) wrzuciła temat sobie bliski - podróże. Mi bliski, hm... niekoniecznie. Ja taki bardziej typ domatora jestem ;) Ale tak się akurat złożyło, że tuż przed otrzymaniem albumu zaliczyłam Bardzo Ważną Podróż - na austriacki lodowiec. Podróż o tyle ciekawą, że nie znoszę zimna, przestrzeni zbyt szerokich i śniegu :) No i jeździć na nartach też za bardzo nie lubię. Ale było cudnie. I o tym właśnie opowiada album.


Miało być kolorowo. Radośnie. Głośno.





 

 




W album wplecione zostały: wydruki papierów przeróżnych SP,  wydruki alpejskich zdjęć, napisy wytłaczarkowe, "klisze" wycięte z bristolu, ze dwa oczka, biały żelpen (mówiłam już kiedyś, że go uwielbiam?). No i przede wszystkim po raz pierwszy wówczas wykorzystałam ukochane Polskie Abecadło, o którym później było tu kilka razy. Ale to był raz pierwszy, zapowiadany zresztą tu. No i całość podoba mnie się, jak te znaczki właśnie :) Może dlatego, że robiło się super? I superekspresowo ;)

A teraz uspokajam (już po raz drugi w tym wpisie) - tak, pamiętam, że zapowiedziałam zebranie grupy do albumów wędrujących. I zajmę się tym. Jak tylko czasu będę miała na tyle, żeby wiedzieć, że znajdę go odrobinę na zmajstrowanie albumu - wtedy odezwę się do tych, co się do mnie odezwały :)

Następny post będzie już drutowy. I...szydełkowy też trochę.