środa, 23 lutego 2011

Gołąbek (w) pokoju

No dalej! Niechże już będzie ta wiosna! Chce mi się móc wyjść z sesją w plener bez ryzyka odmrożenia sobie wszystkiego...

Tymczasem zdjęcia Gołąbka znów domowe - a więc nieostre i poruszone. Zdecydowanie jestem zbyt szybka jak na możliwości mojego aparatu w tych warunkach oświetleniowych ;)


Model: 12, Sabrina 1/2009
Włóczka: Gloria, 100% bawełna, ok 380g
Druty: KP 3,5 mm

Gołąbek to, z założenia, sweterek do biura, stąd takie a nie inne zestawienie. Dziś został przetestowany i sprawuje się świetnie. Bardzo też się spodobał, choć jest tak w sumie prosty.
W stosunku do oryginału poczyniłam pewne modyfikacje, obie w środkowym wzorze zygzaków. Modyfikacją celową jest rezygnacja z przesunięcia oczek (oryginalnie układ jest odwrotny niż w ściągaczu poniżej, u mnie oczka gładko "wchodzą" w szpic). Dziełem przypadku jest to, że rząd zygzaków jest tylko jeden - po prostu się kopnęłam i nie doczytałam, że schemat ma być powtórzony 2 razy. Ale najlepsze jest to, że zorientowałam się dopiero zszywając całość :)




Sweterek dał mi ostro w kość zszywaniem, ta włóczka i kolor wymusiły dokładność. Przez jakiś czas zamierzam więc wybierać takie modele, które zszywania nie będą wymagały.
Ale opłacało się - bardzo mi się podoba jak równo oczka układają się przy główce.


Nie obyło się i bez małych poprawek - po podwinięciu i podszyciu (!) listwy dekoltu odkryłam, że pomiędzy dwoma ząbkami pominęłam jeden narzut - centralnie na środku! Prucie, poprawka... ;) Listwa u dołu rękawów i sweterka bardzo mi się podoba i... całkiem nieźle udaje, że mam biodra ;)



A co teraz? Na drutach oczywiście kolejne skarpetki - myślę, że za tydzień powinny być gotowe. Planuję też sweterek dla Mamy - już bardziej wiosenny, dokładnego pomysłu jeszcze nie ma, ale coś już się klaruje. Mam też gołębiej Glorii na jeszcze jeden sweterek :) A bardzo się z tą włóczką polubiłyśmy, szkoda, że pomału "wychodzi" ze sklepów...

Tymczasem chciałabym jeszcze podziękować Kurczakowi i fasOLI, od których dostałam ostatnio dwa wyróżnienia



I powinnam je przekazać 10 innym blogerkom... 
Prawda jest taka, że gdybym miała wymienić te, które mnie najbardziej inspirują i motywują do twórczych działań, musiałabym skopiować całą bloglistę z prawej :) W końcu - właśnie dlatego tam jesteście. Piszcie więc jak najwięcej, pokazujcie swoje cuda i mnie i innym :)

wtorek, 15 lutego 2011

Nogi do góry! ;)

Skarpety skończone :)
Nie było to może jakieś szczególnie mistrzowskie tempo, ale ani się nie spinałam, ani nie odmawiałam sobie po drodze innych rozrywek (w tym drutowych). Powstały w coś koło tygodnia.



Mężowskie hand-made skarpety nr 1, moje skarpety nr 2,5 w życiu.
Model: improwizowana prosta skarpeciocha
Włóczka: Regia Stretch, kolor 00131. Ok 75g
Druty: KP na żyłce 2,5 mm


Palce nabrane magiczną metodą a pięty wyrabiane rzędami skróconymi.






Układ pasków jest nieidentyczny, choć w motku kolory powtarzają się w stały sposób, miałam więc nawet pomysł, żeby "uszczknąć" trochę z początku drugiego motka i lecieć równo. Ale okazało się, że drugi motek nawinięty był odwrotnie, jakby "od końca" więc paski są po prostu odwrócone.



Podobają się i to jest najważniejsze. A mi strasznie się spodobało skarpetkowanie.
Dlatego jak tylko skończę gołębi sweterek (dwa wieczory? z blokowaniem i szyciem może trzy...) to startuję ze skarpetkami dla Dobro Dobro, tym razem planuję machać dwie na raz. Włóczkę już od dziś mam :) Ciekawe, czy oprę się próbkowaniu?

niedziela, 6 lutego 2011

Na drugą nóżkę ;)

Wiosenny gołąbek powolutku sobie rośnie - do rękawów dołączyły plecy. Szły jakoś wyjątkowo wolno, bo kilka razy - chyba jako pierwszą robótkę ever - je podpruwałam. Nie dlatego, żebym się jakoś skandalicznie machnęła. Nie, było nawet ok, ale "coś" mi nie pasowało i ulepszałam.

Poza tym, od kilku dni... zajmowałam się drutowo czymś innym.
Wzięło mnie na skarpetki!


Kilka ładnych lat temu (10? 11?) wyprodukowałam swoją pierwszą skarpetę. Szło mi to na maksa opornie, w ogóle trzymanie drutów nie było dla mnie wówczas jakieś szczególnie proste i naturalne, a z czterema to już była ostra jazda. Skarpeta powstała, nawet dość zgrabna (aczkolwiek całkiem spora, na duuużą męską stopę) i nigdy nie doczekała się siostry do pary.
Troszkę później machnęłam pierwszy komplet - z podwójnej nitki Medusy na drutach nr 4! Już w trakcie roboty było mi przyciasno (no ale miało być ciepło, nie?), po praniu zrobił się niemal beton ;) Skarpetki wyszły całkiem ładne, ale ja w nich chodzić nie umiałam, może dlatego, że wiedziałam co było nie tak?
Jeszcze troszkę później, tak mi coś świta, że zrobiłam skarpetki-miniaturki dla malutkiej wówczas Olgi - Ann, nie mylę się?
A później - cisza. Przez kilka lat zero zainteresowania. Szczerze dziwiły mnie Amerykanki, które produkują tego na tony. I nie nie, to nie wynika z mojego uprzedzenia do tej części garderoby - skarpetki bardzo lubię, także wełniane i nawet w nich sypiam, także latem. Ukochane "ostatnie skarpetki, które zrobiła mi Babcia" niemal do szczętu już powycierałam...
Po prostu jakoś mi się nie chciało. Strasznie mnie zawsze wkurzało to nabieranie oczek na ściągacz, nigdy nie wiedziałam ile ma ich być. Póki nie nauczyłam się magic loopa także ich (tych oczek) przerabianie było okropne, choć niby sobie z tym radziłam. Ale czułam, że da się prościej...

Jakoś rok temu trafiłam na ten kursik robienia skarpetek z rzędami skróconymi. Doznałam olśnienia, zakochałam się, wydrukowałam i... na rok schowałam do koszyczka :)
A teraz stwierdziłam, że do białego domowca koniecznie muszę mieć grube, ciepłe i długie białe skarpeciochy z tej samej włóczki. W środę zrobiłam to, na próbę.


Och wiem, nic szczególnego :) Na szczęście reszta Chainette mi wyszła i nie mogłam kontynuować ;)

Najpierw nie mogłam zrozumieć o co chodzi z przerabianiem "oczka z nawijką" i przy palcach wyprodukowałam elegancki "przewiew"


Przy pięcie na szczęście już załapałam i wyszło znacznie lepiej


A następnego chyba dnia trafiłam - dzięki Brahdelt - na tę magiczną metodę zaczynania skarpet. To było to czego szukałam. Wczoraj narzuciłam oczka i teraz dziergam sobie, łącząc wszystkie te odkrycia, proste skarpetki z cieniutkiej Regii Stretch w męskim rozmiarze.


Stan z dzisiejszego poranka przedstawiał mniej więcej pół stopy, teraz, po leniwym dzierganiu z doskoku, jestem już za piętą. A paluchy prezentują się tak - z góry...


... z boku...


... od czuba.


Nie jest jeszcze idealnie, ale - jestem zadowolona. I może w tydzień faktycznie parę wydziergam.

A na deser - "Kotka na gorącym, słomianym dachu".


Tato zrobił mi karmnik dla ptaszków. Z powodu ocieplenia i ze strachu przed porwaniem przez wicher musieliśmy go schować do domu. Od razu stał się ulubionym kocim zakątkiem ;)